wtorek, 24 marca 2015

Rozdział III cz. 3


Who knows how long
I've been awake now?
The shadows on my wall don't sleep
They keep calling me, beckoning

Who knows what's right?
The lines keep getting thinner
My age has never made we wise
But I keep pushing on and on and on and on

Imagine Dragons - Nothing Left to Say


Z krzykiem zerwałam się do pozycji siedzącej. Włosy opadły mi bezwładnie na twarz.
- Znowu to samo. – zaczęłam pocierać ręką czoło, które, jak się zresztą domyślałam, było całe zalane potem.
Czy ten sen może dać mi wreszcie spokój?! Od śmierci mamy, dzień w dzień, śni mi się nasze ostatnie pożegnanie. Dlaczego? To tak boli Widok jak odchodzi, wiem gdzie idzie, wiem, że nie wróci, a jedyne co mogę zrobić to patrzeć jak mnie zostawia.
Odgarnęłam koc na bok i rozejrzałam się niepewnie. Mrok panował w pokoju. Zdziwiło mnie, że po Reynardzie nie było ani śladu. Co dziwniejsze, musiał mnie przenieść, ponieważ jak się okazało leżałam na kanapie.
Wstawałam leniwie, guzdrząc się jak tylko mogłam. Wreszcie, już stojąc, wykonałam pierwszy krok. Wykrzywiłam usta w grymasie, gdy kości strzeliły powodując przejście ciarek po moim ciele. Uda bolały w mięśniach, była pamiątka po wczorajszej gonitwie.
Miałam tendencje do złych pobudek. Koszmary senne nie pozwalały mi kojarzyć snu z wypoczynkiem. Za każdym razem, kiedy budziłam się ze snu czułam się bardziej zmęczona niż zanim poszłam spać. Przez te koszmary nie mogłam również zapomnieć o tym co się stało i pójść do przodu. Chciałabym zacząć od nowa, jednak za każdym razem, kiedy próbuje okazuje się, że tak naprawdę stoję w miejscu. 
Szłam raczej pokracznie, lekko kulejąc i chwiejąc się. Musiałam trochę przypominać dzwonnika z Notre Dame, może drobinę gorzej. Światło wpadające do pomieszczenia raziło mnie w oczy. Było perfekcyjnie białe. Zdziwiło mnie gdy nie byłam w stanie zobaczyć niczego za oknem, tak jakby nie istniało tam nic. 
Nagły ból zwalił mnie z nóg. Upadłam na kolana. Podparłam się dłońmi podłogi, by nie upaść twarzą na drewniane panele. Kolana zapiekły, mam nadzieję, że nie zrobiłam sobie czegoś, jestem już wystarczająco poobijana.
Coś było nie tak. Zimne, nienaturalne i jakby znajome powietrze owiało moją twarz i ramiona. Ostatnim razem poczułam ten chłód w tamtym śnie. Nie, ostatnim razem poczułam to w lesie. Czy to przypadek?
Moje ciemne włosy plątały się i wpadały mi w oczy. Wtedy to zauważyłam. Meble, dywan, kanapa, a także drzwi i okno, wszystko rozsypywało się w małe kawałki, które wirowały wokół mnie. Spróbowałam wstać. Wokół mnie wiało tak mocno, że ledwo unikałam ponownego upadku. Stałam jak wryta. Obróciłam się wokoło tylko po to, by zobaczyć jak wszystko rozsypuje się w drobny mak. Wreszcie kawałków było tak wiele, że nie widziałam już ścian. Zamiast tego tysiące kolorowych odłamków przysłoniło mi widok. Aby światło przedzierało się przez to całe szaleństwo.
Wszystko ucichło w jednej chwili. Każdy jeden kawałek upadł na podłogę, bezgłośnie. Całe sterty różnobarwnych odłamków przypominających szkło zdobiło teraz podłogę. Tworzyły krąg zamykający mnie w środku.
Świat stracił kolory. Przez sekundę wszystko było czarno-białe, później otoczenie stało się czerwone. Dziwne światło również przybrało ten kolor. Przeszły mnie ciarki. Poczułam się jak w jakimś horrorze.
Odłamki leżące na podłodze zapłonęły fioletowym ogniem. Przeraziłam się nie na żarty. Moje tętno przyspieszyło, a serce mało nie wyskoczyło z piersi. Byłam pewna, że jego bicie było tak głośne, że niedługo będzie odbijać się echem w tym, teraz pustym, pomieszczeniu.
Jedyne o czym byłam w stanie myśleć to droga ucieczki, której nie widziałam. Nie było już drzwi, zamieniły się w kawałki, które właśnie spłonęły na podłodze. Okno też znikło, pozostawiło po sobie aby dziurę w ścianie.To wszystko jest cholernie dziwne i podejrzane. Na sto procent ingerencja magii.
Wtedy dotarły do mnie dwie rzeczy: za oknem nic nie ma, jest tylko czerwień; ogień palił się, ale nie spalał drewnianej podłogi. To musiała być magia! Co innego, sen?! Nie
Ujrzałam nią, stała naprzeciwko mnie, w kręgu ognia. Czerwone światło padało wprost na dzielący nas dystans. Dostałam gęsiej skórki.
- Kim jesteś?
- Znasz już odpowiedź. – olśniło mnie. To ona była tą, która zaatakowała mnie we śnie, ona była również w lesie. – Brawo, wreszcie to do ciebie dotarło. – powiedziała perfekcyjnie naśladując mój głos, a może ona po prostu mówiła moim głosem. A może ona była.. – mną, miałaś na myśli? Myślałam, że już to sobie wyjaśniłyśmy.
Czytała w moich myślach! Zaśmiała się potwierdzając moje podejrzenia.
Nie chciałam by miała taką nade mną władzę, nie chciałam by w ogóle istniała. Nie chcę tego. To nie może być prawda! Ona jest tylko snem, nie ma żadnej władzy, ma tylko na co jej pozwolę. Mogę z nią wygrać, wiem, że mogę
Zaczęła zataczać koło, śmiejąc się szaleńczo. Nie chciałam być blisko niej, więc również, zaczęłam iść. Obserwowałam jak sunie nad powierzchnią podłogi. Poruszała się jak duch, lecz tym razem widziałam nią doskonale. Z każdą chwilą śmiała się głośniej, a jej głos odbijał się echem w mojej głowie.
- A więc uważasz, że wszystkie rozumy pozjadałaś, co? Myślisz, że odkryłaś tajemnicę? – zaśmiała się ponownie.
- Zamknij się! Ty potworze! – wysyczałam jej prosto w t warz. Powinnam powiedzieć: temu czemuś. No, i nie wiem czy to twarz, czy może oszukańcza maska.
- Mocne słowa. – uniosła palec i pokiwała nim na mnie. – Nieładnie oceniać ludzi po samych domysłach. – przestrzegła mnie niczym nauczyciel. Jeżeli wierzyła, że jej w cokolwiek uwierzę to była w błędzie. – Nie jestem potworem, ale powinnaś już o tym wiedzieć. Przecież jesteś już czarodziejką, czyż nie? – powiedziała głosem jaki zwykle odzywa się dorosła osoba próbująca nawiązać kontakt z dzieckiem.
- Nie jestem naiwna by nabrać się na twoje pudrowane historyjki. – byłam pewna, że nią rozgryzłam. Zamierzała mydlić mi oczy słowami, by odwrócić moją uwagę od ważnych rzeczy. Nie dam jej się tak pokonać.
- Nie? Szkoda.  – zaśmiała się.
- Czemu mnie nie zabijesz?  – przekrzywiłam głowę w bok. Dziwiła mnie ta nagła zmiana w jej zachowaniu. Wiedziałam, że musiałam coś mieć, na czym jej zależało. Lecz mogły to być tylko moje błędne przypuszczenia. Jednak ze wszystkich możliwych motywów, ten najbardziej do niej pasował. Ale co było tak cenne, by wywrzeć na niej tak wielką zmianę?
- Nie chciałam cię zabić.  – jej głos był zdziwiony, ale też rozbawiony. Kategorycznie starała się zamienić całą sytuację w komedię. Nie miałam ochoty na jej gierki. Aż zadziwiające jak krótko ją znam, a jak bardzo jej nienawidzę. Czekaj, ona chciała mnie zabić! Niby jak mogłabym ją polubić po czymś takim?
- Myślisz, że ci uwierzę? I to ja jestem naiwna.  – mój głos odbijał się echem od ścian w pokoju.
Wreszcie zatrzymała się. Czerwone światło przenikało przez jej rozwiane włosy. Mimowolnie zaszczyciłam ją spojrzeniem. Jej oczy były jak moje, tylko szarawe. Złowrogie. Sposób w jaki patrzyła był mi kompletnie obcy, nie znałam tego spojrzenia. Jej źrenice były małymi kropkami, jej wzrok był rozbawiony i nieludzki. Wydawała się być rozkojarzona, lecz wiem, że tak jak ja ją, ona obserwowała mnie i każdy mój ruch.
Płomienie wzniosły się nagle, kiedy Iluzja postąpiła naprzód o krok. Właściwie to sunęła jak duch nad podłogą, pociągając za sobą stopami. Wystraszyłam się kiedy ogień sięgnął do moich pleców. Odskoczyłam czując na nich gorąco, wprost naprzeciw Iluzji, która patrzyła na mnie z uśmiechem na ustach.
- Nie zbliżaj się do mnie! Zostaw mnie! – krzyknęłam. 
- Nie ufasz mi? – udała zaskoczoną. 
- Czemu miałabym?!
- W lesie mi zaufałaś. – pokręciła głową.
Wystraszyłam się kiedy pomyślałam do czego może ta rozmowa zmierzać. Co tak naprawdę zrobiłam w lesie?
Podałam jej dłoń, najpierw jedną, potem drugą. Niebieski ogień objął moje ręce, a potem spadłam w dół. Obroniłam się przez Wilkołakiem atakując go niebieską kulą ognia. Tyle wiem. Nawet nie mam pojęcia jakim cudem to wszystko udało mi się przeżyć bez choćby jednej głębokiej rany. Znam bieg wydarzeń, ale nie mam pojęcia dokąd one doprowadzą.
- Zaufałaś mi. – schowała ręce za plecami i wyprostowała się. – Chciałaś pomocy, więc jej udzieliłam. – wręcz w polityczny sposób gestykulowała jedną dłonią, drugą wciąż ukrywając za plecami.
- I zrobiłaś to bezinteresownie? – mój głos był rozbawiony, ale nie w ten sposób, gdy na przykład usłyszy się doby żart, nie, mój był bardziej dodatkiem do mojego niedowierzania.
- Nie wierzysz w moją chęć niesienia pomocy? Pech. – udała zwiedzoną.
- Kim ty właściwie jesteś? – to pytanie od dłuższego czasu zajmowało moje myśli. – I nie mów, że mną, ponieważ to nic nie wyjaśnia. Dobrze o tym wiesz.
Żachnęła się.
- Ale ja jestem tobą.  – opuściła wzdłuż ciała ręce z bezsilności. Nie wiem sama czy się zaśmiała ponownie, czy to tylko ja pomyślałam, że to zrobiła.  –  Zawsze byłam gdzieś wewnątrz ciebie. Jestem tą drugą stroną.  – jej słowa zaczęły padać coraz szybciej i szybciej. –  Jestem twoim sumieniem. – zmrużyła oczy i zrobiła poważną minę. – Jestem częścią ciebie, nierozłączną i nierozerwalną. Jestem wszystkim tym czego pożądasz, a co nie jest w twoim zasięgu przez twoją słabość. Jestem rzeczywistością pośrodku iluzji. Jestem twoją siłą, kiedy upadasz z bezsilności. Jestem promieniami słońca w ciemną noc. – z każdym wypowiedzianym wyrazem Iluzja zbliżała się niebezpiecznie. Z każdą sekundą mówiła szybciej i pewniej. Czułam jej siłę. Była widoczna w jej spojrzeniu. Oczy błyskały jej żywą zielenią. Moją zielenią. – I będę życiem w dniu śmierci. – Z jej oczu wysypały się iskry. Przestraszyłam się. Jej wzrok wydał się taki szaleńczy. – Ponieważ nie można mnie powstrzymać. Ja. Nie. Mam. Słabości. – w tej chwili z jej oczu naprawdę wydobywał się ogień. Kiedy tak przewiercała mnie spojrzeniem poczułam, że robię się mała i bezbronna. Cały świat przestał istnieć. Był tylko nasz kontakt wzrokowy. To straszne uczucie obowiązku, który mówił, że powinnam była coś zrobić. Coś mądrego, nawet bardzo, jeżeli chciałam jeszcze pożyć.
- Niemożliwe. – wyszeptałam, niepewna swych słów.  Nie chciałam by jej słowa były prawdą.
- A więc ci udowodnię. – uśmiechnęła się na ostatnie słowo. Jakby przyszedł jej jakiś pomysł do głowy.
Uniosła ręce do góry. Wtem z dziury w ścianie, gdzie wcześniej było okno, zaczęła napływać do pomieszczenia woda. Ona omiotła jej ciało i ruszyła na mnie. Poczułam jak jej siła zwala mnie z nóg, moje stopy straciły kontakt z podłożem. Iluzja zniknęła w tumanach wody.
Byłam w  wirze wodnym, a na środku pomieszczenia była czarna dziura, wokół której kotłowała się woda. Starałam się coś wymyślić, ale byłam całkowicie bezsilna, w pomszczeniu bez drzwi i okien, i bez jakichkolwiek mebli. Bez nadziei. Jeżeli Iluzja chciała bym poczuła swoją bezsilność to proszę, udało jej się!
Wir wciągał mnie powoli w stronę środka pokoju. Krzyczałam jak oszalała, gdy co jakiś czas udawało mi się wynurzyć na powierzchnię. Każda chwila przybliżała mnie do końca. Nie wiedziałam co się stanie kiedy trafię w sam środek tej wirówki.
Wpadłam w sam środek mroku. Spadałam w dół nie widząc, gdzie się znalazłam.
Ciemność, oto co zostało kiedy wpadłam przez czarną dziurę prosto w nicość. Jedyne co się spodziewałam tu znaleźć.

***

Otworzyłam oczy. Byłam pod wodą. Lodowatą jak diabli! Jakimś cudem miałam zatkane usta, i nabrane powietrze. Byłam pewna, że za to całą sytuacją stała Iluzja. Bawi się ze mną. Nie zamierzam być częścią jej cholernych gierek.
Dotarło to do mnie.
Nie umiem pływać, utonę! Zaczęłam się rzucać na wszystkie strony, tracąc część powietrza. Całe szczęście opanowałam się w porę. Muszę to odpowiednio rozegrać. Nie mogę się bać.
Spojrzałam w górę. Moje włosy trochę zasłaniały widok, rozwiały się jak delikatna tkanina na wietrze. Zobaczyłam kry lodowe. Światło dnia przedzierało się przez wodę i tworzyło w niej piękne iluminację świetlne. Nie ma czasu na podziwianie krajobrazów, trzeba wymyślić jak mogę z tego wyjść w jednym kawałku.
Musiałam wypłynąć. Moje starania były raczej żałosne. Im bardziej odpychałam się do góry, tym bardziej zniżałam się w dół. Nie umiałam pływać, to fakt. Wiedziałam, że muszę szybko się nauczyć, jeżeli chce przeżyć. Zamknęłam oczy i otworzyłam je chwilę później – spokojna. Za drugim podejściem musi mi się udać. Musi, bo na więcej nie starczy mi powietrza.
Odepchnęłam się rękoma i wzniosłam ku górze. Dołączyłam pracę nóg. Powtarzałam tą operację, aż znalazłam się bardzo blisko powierzchni. Wtem ujrzałam jak znad kry pochyla się ku mnie Iluzja. Cała roześmiana, z promiennym uśmiechem na ustach.
Nie miałam siły. Powietrze mi się skończyło. Zaczęłam nabierać wody. Wyciągnęłam rękę na tyle blisko by mogła mnie wyciągnąć i uratować. Nie zrobiła tego. Zniknęła, zostawiła mnie tonącą, na pastwę losu.
Traciłam świadomość. Moje ciało opadało w morskie głębiny. Ciemne wzorki formowały mi się przed oczami. 
Z czeluści ukazał się ogromny wąż morski. Cały pokryty łuską w kolorze zielonym. Zatoczył koło wokół mnie. W głowie słyszałam śmiech, jej śmiech. Przegrałam.
Wąż zawrócił łukiem i zaczął płynąć na wprost mnie. Otworzył paszczę! Był o metr! Jego zęby! Nie!
Ciemność.

 ***

Obudziłam się z bólem głowy. Żadna to dla mnie nowość, jeżeli by się nad tym zastanowić. Podniosłam wzrok. Leżałam na ziemi, pośrodku szarej nicości. Zdziwiło mnie to. Czy umarłam?
Kiedy wstałam zdałam sobie sprawę, że wokół mnie naprawdę nie ma nic. Gdzie wzrokiem sięgnąć pustka. Nawet niebo zlewało się z podłożem – szarością, ponieważ również było w tym samym kolorze. Gdzie ja jestem?
- Tak wygląda mój świat. – usłyszałam jej głos za swoimi plecami. Obróciłam się zaskoczona.
- Co ty mi zrobiłaś? – w moim głosie było dostatecznie dużo goryczy, by nawet ona zrozumiała aluzję. Iluzja zrozumiała aluzję, masz ci los.
- Pokazałam, że mówię prawdę. Przekonałam cię? Bo możemy jeszcze sobie o tym podyskutować.
Zachowałam milczenie.
- Powiedzmy, że mnie przekonałaś. Czego ode mnie chcesz? Dlaczego teraz?
- Dużo pytań.
- Nie znasz odpowiedzi? – zdziwiłam się.
- Znam wszystkie odpowiedzi. – zaśmiała się, powodując, że straciłam orientację w tej rozmowie. Do czego ona w ogóle zmierzała? – Chcę tylko twego zaufania. – zwróciło moją uwagę sposób w jaki wypowiedziała ostatnie słowo, był jakiś taki złowieszczy. Nie podobało mi się to. – Wreszcie odblokowałaś się na magię. Ja jestem magią. Dalej, połącz wątki, no już. –  klasnęła w dłonie.
Na jej słowa ziemia pod nami zaczęła zmieniać swą formę. Wypychała nas w stronę szarego nieba. Nim się obejrzałam stałyśmy na wierzchołku ogromnej góry. A pod nią nie było niczego prócz mroku.
W mroku czają się nasze demony. Jej świat jest mrokiem, więc czym jest ona? Koszmarem?
- Czemu chciałaś mnie zabić?  – moje pytanie widocznie ją zdziwiło, wyraźnie go nie oczekiwała.
- Znowu to samo, co? Nie możesz przestać? Ty dociekliwa gwiazdko ciekawości! Nie wiem o co ci chodzi. – zachichotała. Jej oczy mówiły doskonale, że wiedziała, o co mi chodziło. – Ach, chodzi ci o rytuał? To był jedyny sposób bym mogła zacząć się z tobą kontaktować. To był jedyny sposób. – podparła podbródek ręką tak jakby jej głowa musiała dźwigać ciężar świata i była kompletnie tym już zmęczona.
Po co chciała się ze mną skontaktować?
- Każdy tak ma? – to pytanie było ważne. Oczywiście, że miałam na myśli ważniejsze, ale nie byłam pewna czy mogę grać z nią w otwarte karty, nie po tym co zrobiła.
- Jeżeli miałaś nadzieję, że jesteś wyjątkowym indywiduum, to wiedz, że jest mi niezmiernie przykro, za rujnowanie twoich uroczych marzeń. Tak, każdy tak ma. Tylko, że inaczej. – źrenice jej oczu stały się dziwnie cienkie i nienaturalne, co w połączeniu z jej szaleńczym szerokim uśmiechem dało naprawdę przedziwny efekt.
- Podaj mi proszę swoją definicję inności mojego przypadka.
- To będzie długa opowieść, w dodatku przewidywalna i nudna! – załamała ręce i udała zawiedzioną.
- Mamy czas, mamy czas.  – westchnęłam ciężko.
Iluzja wzięła głęboki oddech przygotowując się na swoją mowę.
- Każdy czarodziej ma swoje dwie strony. Człowieczą, a także magiczną.  – uniosła palec do góry i zmrużyła oczy.  – Jednak słabsi czarodzieje nigdy nie będą w stanie stanąć twarzą w twarz z ich drugą stroną. Ty jednak do słabych nie należysz.  – opuściła dłoń i otworzyła oczy. Na jej twarz wpłynął wesoły uśmiech.  – Potrafisz opanować bardzo trudne techniki magiczne, a wszystko zawdzięczaj przypadkowi. Nieważne. Twoje zdolności są niebywałe, masz wielki potencjał ukryty w tak słabym ludzkim ciele. Masz ogromny potencjał. Mogłabyś pójść do teatru w dzień kiedy byłby zamknięty, siąść na widowni i wyobrazić sobie sztukę, którą wystawią tam za dziesięć lat. Jednak przed tobą długa droga. A wracając do tematu mojej przemowy Tylko sobie wyobraź. Zwykły czarodziej posiada drugą stronę. Silny czarodziej jest w stanie tchnąć w nią życie i zamienić garstkę emocji i cech charakteru w we mnie.  – wzięła się pod boki i przybrała dumną pozę.  – Wow, to była krótsza historia niż miała być! A może dłuższa
Starałam się łączyć wątki. Znam słowa jakimi się posługuje, a jednak nie potrafię rozszyfrować ukrytego przekazu jaki ze sobą niosła jej tyrada. 
Ziemia pod nam znowu zaczęła się przemieszczać, dziwne ciarki przeszły mnie po plecach na to nieprzyjemne uczucie kotłowania tuż pod moimi stopami. Obróciłam się niespokojnie. Pozwoliłam na chwilę zawiesić swe spojrzenie na Iluzji, stała obok z rękoma założonymi za plecami i z kamienną maską przybraną na twarz. Niewzruszona. Tak niespotykany to był widok, widzieć ją spokojną tuż po ujrzeniu jej w szaleńczych spazmach śmiechu. Byłam pewna, że wszystko co robiła, robiła by wywołać we mnie konkretne emocje. Gra na nich jak seraf na harfie.
Wkrótce znowu stałyśmy na płaskiej ziemi. Wydawała się być popiołem, szarymi szczątkami po marzeniach, które zmieniły się w nic innego jak popiół. Cała gama siwych odcieni wywołała u mnie przygnębienie i melancholie. Smutny jest świat Iluzji.
- Jego ciężar jest gorszy od smutku jaki wnosi, uwierz mi. – powiedziała zmęczonym głosem. Już nawet przestało mnie interesować czy wymusiła w swoich słowach sztuczne znużenie czy go nie oszukiwała. Nie miało to już znaczenia.
- Czego ode mnie oczekujesz?
Odwróciła się do mnie i prześwietliła spojrzeniem.
- Zaufania. – uśmiechnęła się lekko. – Jesteś jedyną osobą, z którą mogłabym porozmawiać. Jak myślisz, po co niby miałabym zrobić ci jakąkolwiek krzywdę? Zostałabym tu sama, na wieczność pośród przytłaczającej nicości i popiołów, niezbyt optymistyczna wersja, co nie? – powiedziała całkiem racjonalnie. Może to co mówi to nie stek bzdur?
Iluzja, widząc, że wciąż kontempluje nad sensem jej słów przeszła od razu do rzeczy. Uniosła rękę w górę i z nicości pustki wyłoniło się okrągłe, lewitujące nad powierzchnią, tak jak to robiła Iluzja, lustro. Rama była srebrna, cała we wzorach, jednak wydawałoby się, że została wykonana, a może stworzona, tak by nie zwracać na dłuższą chwilę uwagi. Była piękna, ale nie była dziełem sztuki. Jednak coś biło z tego magicznego przedmiotu, jakaś swoista siła, która przyciągała mnie jak magnez.
Lustro wykonało ruch w naszą stronę, lewitując. Zatrzymało się o metr przed nami w zupełnym bezruchu.
Iluzja, która dotychczas trzymała się po mojej lewej stronie, teraz pojawiła się za moimi plecami. Starałam się nie zwracać na nią uwagi. Objęła moją szyję od tyłu w pozorowanym uścisku i pochylając głowę nad moim prawym ramieniem zaczęła cicho:
- A to jest portal do twojego świata. – zdziwiło mnie, że nie czułam jej dotyku na swojej skórze, nie czułam nawet chłodu, zupełnie jakby jej tam nie było. Nie twierdzę, że mi to przeszkadzało, ale to nie było normalne. –  Nudnej rzeczywistości. Idź, nie możesz śnić w nieskończoność. – spojrzałam na lustro, które teraz było zaledwie pół metra przede mną, przed nami. Nie mogłam w nim jednak ujrzeć mojego odbicie. Była tam tylko ciemność.
Wysunęłam rękę w stronę lustra i zamknęłam oczy, gdy fala światła spłynęła na mnie znikąd.

***

Wyskoczyłam spod koca, upadając na podłogę z ciemnych paneli. Byłam w pokoju na poddaszu. Lecz nie tym strasznym, bez drzwi i okna, nie tym.
Odetchnęłam trochę. Wytarłam ręką czoło i rozejrzałam się wokół. Byłam sama, co nie wróżyło najlepiej. Może to kolejna gierka Iluzji? Przecież miała mnie wypuścić, pozwolić wrócić do mojego świata.
Wstałam szybko i z niepewnością stanęłam przed schodami. Pokonałam je w kilka sekund. Byłam pewna, że gdyby ktoś był w domu, to na pewno by już był świadom, tego, że się wybudziłam. Hałas jaki wydawałam przy dzisiejszej pobudce był dość duży.
Kiedy ujrzałam pusty salon, w całej jego okazałości, poczułam się jakbym miała zemdleć. Nie chciałam się już bawić z Iluzja w chowanego. Jeżeli chciała mi coś jeszcze przekazać, mogła zwyczajnie walić prosto z mostu. Chociaż nie wiem na co liczyłam, moja druga strona nie zwykła grać ze mną w otwarte karty.
Z konającą nadzieją udałam się powoli w stronę kuchni. Gdy dobiegły mnie dźwięki rozmowy telefonicznej od razu pojawiła się za moimi plecami ściana. Chyba stało się to już moim nawykiem, podsłuchiwanie czyiś rozmów. I dlaczego nie czułam się po tym wszystkim winna? Nieważne, powinnam się cieszyć, że nie wylądowałam w kolejnej jakże uroczej bajce pisanej przez Iluzję. 
- Tak jak już powtarzałem i będę wam powtarzał, niedługo. – usłyszałam męski głos, który jak się okazało należał do dość sarkastycznej, ironicznej i przepełnionej wrednością ludzką osoby. Reynard opierał się o parapet i trzymał telefon, który na pewno nie należał do niego, bo był z rodzaju telefonów, które lubią tylko ludzie poważni i dorośli. Reynard nie zaliczał się ani do dorosłych, ani do poważnych. – Stawka jest ta sama, chyba, że chcecie poczekać, bo ja mogę czekać nawet miesiąc. – uśmiechnął się do siebie pewnie.
Już w tej chwili uznałam, że powinnam była się oddalić, i przestać podsłuchiwać ludzi.
- Dobrze. A więc do jutra. – powiedział śpiewnie i uśmiechnął się szerzej.
Nie wiem co knuł ten chłopak, ale zaczynałam się w tym wszystkim przez niego gubić, tak przez niego, na kogoś trzeba zrzucić winę.
Powoli, ale z wyczuciem, wycofałam się. Postanowiłam, że udam się do pokoju na poddaszu. No i nie dam się przyłapać przez Reynarda. Skamieniałam kiedy poczułam jego wzrok na swoich plecach. Już z miejsca miałam w głowie rozplanowane, co zrobię by nie wiedział, że go podsłuchiwałam.
- Reynard, tu jesteś. Szukałam cię.
- A gdzie mnie szukałaś? To mały dom. 
Strona, w którą zmierzała ta rozmowa wydała mi się niepokojąca, pora zmienić kurs.
- Hmm, czy to twoja stara maska? – wskazałam na jego twarz, która nie wyrażała żadnych emocji, oprócz swoistego rozbawienia. – Myślałam, że wczorajszego wieczoru postanowiłeś być człowiekiem.
- Chwilowo było nawet całkiem uroczo być człowiekiem, ale to nie dla mnie. Bycie istotą zła jest o wiele bardziej w moim stylu. – uśmiechnął się, a ja pokręciłam głową śmiejąc się. Mam nadzieję, że nie wyczuł, że mój śmiech był trochę sztuczny. Dobra wiadomość była taka, że udało mi się sprawić by rozmowa zmieniła kierunek.
- To ja idę na górę, poczytam książkę od Floyd'a.
Wskazałam palcem na schody za mną i już obróciłam się przez ramię by iść na górę, gdy zatrzymało mnie jego pytanie:
- Po co mnie szukałaś? – jego ton sugerował, że wie o moim podsłuchiwaniu go, ale równie dobrze mogła zadziałać moja paranoja.
- Już nie pamiętam. – starałam się zabrzmieć realnie, ale tak na serio, to musiało wyjść słabo, bo widać do końca mi nie uwierzył. Czyli może jednak wiedział.
Odwróciłam się i zaczęłam wchodzić po schodach, czując na tyle swojej głowy jego świdrujące spojrzenie. Nadal tam stał, wyczekująco. Jeżeli myśli, że przyznam mu się do czegokolwiek to jest w błędzie.
Z ulgą stwierdziłam, że stałam już na ostatnim stopniu. Rzuciłam spojrzeniem po pokoju w poszukiwaniu księgi, którą odnalazłam nigdzie indziej jak na etażerce, tuż przed zdjęciem mamy. Kiedy sięgałam po grube tomiszcze zakurzonych kartek mój wzrok napotkał jej wzrok. Choć to było tylko zdjęcie, to jednak sprawiało, że poczułam spokój, jaki mogłabym odnaleźć tylko w jej ramionach. To była ta jedyna chwila kiedy patrzyłam na jej zdjęcie i nie nienawidziłam go za to, że przypominało mi o niej. Chciałam by wróciła, to fakt, że za każdym razem kiedy o niej myślałam czułam pustkę, tęsknotę i żal. To prawda. Jednak prawdą jest też to, że tylko kiedy o niej myślę potrafię poczuć spokój. Jest i była tym co mnie trzymało przy życiu, nie strach przed śmiercią. Nie chciałam odejść, bo wiedziałam, że to nie było w jej woli. Wtedy wiedziałam, że mój cel był już jasny. Musiałam znaleźć ojca, a także osobę, która odebrała mi moją mamę. I nikt nie stanie mi na drodze do celu.

***

Siedziałam na wnęcę okiennej nad kartami księgi czarów. Słowa w nieznanym języku przelatywały mi przez myśli kiedy czytając je starałam się odszyfrować ich znaczenie. Spoglądałam na obrazek magicznego lustra, który w świetle zachodzącego słońca wydawał się tajemniczy. Zastanawiałam się czy tekst, który był tuż przede mną traktował o lustrze ze świata Iluzji. Wprawdzie to z książki różniło się od tamtego, ale to może być celowe, by nadać portretowi charakter. 
Z zewnątrz dobiegały mnie głosy zarówno Floyd'a jak i Reynarda. Ten pierwszy zajmował się samochodem zastępczym, którym mieliśmy jutro wrócić do Akademii. A ten drugi czy to z braku innych pomysłów, czy dla zabawy, rzeźbił coś w drewnie. Zapewne nowy łuk. Zaśmiałam się na samą myśl o tym, że Reynar naprawdę struga łuk. Chyba nigdy nie zrozumiem co on widzi w takiej broni, ale cóż.
Dzień się kończył.
To był pracowity dzień.
- Naprawiłem! – usłyszałam rozradowany głos Floyd'a dochodzący zza okna.
Wstałam z wnęki by ujrzeć pana domu z radością ciskającego klucz francuski na ziemię, a także Reynarda przyglądającego mu się ze widocznym niezrozumieniem jego szczęścia.
- Kruszyno! – krzyknął Floyd widocznie zauważając mnie spoglądającą na całą sytuację z okna. – Naprawiłem! – wyrzucił pięści w górę widocznie podekscytowany. – Ojciec byłby dumny. – powiedział bardzo poważnie rozmyślając nad czymś. Chciało mi się śmiać, ale powstrzymałam się dzielnie. 
Otworzyłam okno, by mnie dobrze słyszeli:
- A więc już jutro. Akademia, nadchodzimy!
- Nadjeżdżamy. – poprawił mnie Reynard nadal bardziej zajęty struganiem łuku. – Dobra, ja też skończyłem. – powiedział odkładając swoje dzieło. Chłopak wyraźnie nie był fanem pokazywania swojej radości. Nie winie go, sama nie należę, do tego typu ludzi. – Szykuj się już dzisiaj wyjeżdżamy.
- Co?! – ryknęłam zdziwiona, byłam pewna, że gdyby w lesie  ostał się choć jeden Wilkołak, teraz biegł by tutaj w poszukiwaniu ofiary.
- To. Nie mamy czasu do stracenia. Raz-raz. – uśmiechnął się i klasnął w dłonie.
Zanim zdążyłam zacząć się z nim spierać on zniknął mi z widoku.

***

- Do zobaczenia, wujku. – rzuciłam się Floyd'owi na szyję. Czułam jak do oczu napływają mi łzy. Smutek, jaki nie czułam gdy żegnałam się z moim prawdziwym wujem – Richem. 
- Do zobaczenia, kruszyno. – powiedział Floyd chlipiąc mi nad ramieniem.
Mogłaby ta chwila się nie kończyć. Jestem szczęśliwa, jak nigdy. Floyd jest drugą obcą osobą po Ennie, która kocha mnie mocniej niż potrafiłaby niekiedy rodzina. Zawsze na świecie znajdziesz takie osoby, które nie muszą być z tobą spokrewnione, czy nie muszą być z tobą w związku by po prostu cię kochać. Szkoda, że wszyscy ludzie nie martwią się o siebie nawzajem i troszczą. Dobre jest to, że nikt nigdy nie jest sam.
Ze smutkiem jaki towarzyszy ludziom przy rozstaniach z prawdziwymi przyjaciółmi odwróciłam się od przyszywanego wuja i wsiadłam do samochodu. 
Uśmiechnęłam się zapinając pasy, gdy pomyślałam o tym jak bardzo Floyd podobny jest do Ennie. Ich oczy są przepełnione nawet tą samą radością.
Pamiętam jak Ennie, moja dawna sąsiadka zajmowała się mną, gdy mama gdzieś wychodziła. Siadałyśmy wtedy przy stole w kuchni. Ona robiła ciasteczka czekoladowe, a ja malowałam kredkami jej portret z kwiatkami we włosach lub jak byłyśmy na spacerze. Zawsze podobały jej się moje obrazki. Podobało jej się wszystko. Każda, najmniejsza rzecz potrafiła wypełnić jej wzrok szczęściem. Inaczej jednak było tamtego dnia
Odgoniłam od siebie wspomnienia z przeszłości i spojrzałam w okno.
- Patrzmy w przyszłość. – powiedziałam tak cicho, że Reynard, który zdążył już odpalić samochód i prowadził nas na leśną trasę, nie mógł usłyszeć. 
Wzdrygnęłam się na „my” myśląc o połączeniu tego wyrazu do konkretnej osoby, którą miałam na myśli. Miałam nadzieję, że po prostu się przejęzyczam. Jednak co, jeżeli naprawdę myślałam tak jako o nas?



Wspaniale! Ta-da! O to i jest, kolejny rozdział! Powiedzcie mi proszę co sądzicie! Serio, pomysł na niego był naprawdę dobry, czyż nie? Ten  kto rozszyfrował moją wskazówkę zawartą w Ogłoszeniu, ten się nie zawiódł. Przepowiednia się sprawdziła. Będę zachwycona, jeżeli ktokolwiek choćby spróbował. Dałam w końcu wystarczającą ilość podpowiedzi, teraz jest czas gry! :3 No cóż. Przepraszam, przez to całe pisanie o Iluzji w tym rozdziale udzieliło mi się z jej charakteru. Tak czy inaczej, powiedzcie mi proszę Co wam się najbardziej podobało?


Wskazówka:

RG'H WZMTVILFH GL KOZB DRGS URIV. BLF XZM TVG YFIMVW DRGSLFG VEVM PMLDRMT DSVM.



4 komentarze:

  1. Hej!
    Przepraszam za opóźnienie, ale nie mogłam wcześniej :/
    Nie powiem, że zaskoczyłaś mnie tym rozdziałem, bo wszystkie są genialne, ale na pewno był świetny :D
    Tyle się działo. Najpierw Meg się przeniosła do tego innego świata. Ta jej Iluzja była trochę przerażająca na początku... a później ta scena pod wodą, bałam się o nią, że naprawdę utonie.. Ale chyba nie masz zamiaru uśmiercić głównej bohaterki, co? :P Kurczę, tyle przeżyła w tym jednym rozdziale a pewnie nie mniej będzie w następnym. Już nie mogę się doczekać Akademii :D Więc mnóstwo weny życzę ;)
    Pozdrawiam :**
    Juliet

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi najbardziej spodobał się motyw z Iluzją, jest taka nieprzewidywalna :) Czytałam ten fragment w napięciu. Mam nadzieję, że nasza bohaterka jej zaufa i Iluzja stanie się jej podporą.
    Za to dalej nie mam pojęcia o co chodziło z przepowiednią. Nie było trochę rozdziału i już zapomniałam :)
    Kilka błędów wyłapałam do poprawienia:
    Okno też znikło, pozostawiło po sobie aby dziurę w ścianie.
    niby?
    Ujrzałam nią, stała naprzeciwko mnie, w kręgu

    Poruszała się jak duch, lecz tym razem widziałam nią doskonale.

    byłam pewna, że nią rozgryzłam

    gdy na przykład usłyszy się doby żart,
    dobry
    Nie chciałam się już bawić z Iluzja w chowanego.
    Iluzją
    Siedziałam na wnęcę okiennej
    wnęce
    myśl o tym, że Reynar naprawdę struga
    Reynard
    przyglądającego mu się ze widocznym niezrozumieniem jego szczęścia.
    z
    większość małe literówki :)
    Nie mogę doczekać się Akademii, jestem bardzo ciekawa co wymyślisz, myślę, że będzie jeszcze bardziej interesująco.
    Szkoda, że bohaterowie opuścili Floyda ale liczę na to, że jeszcze kiedyś pojawi się w opowiadaniu.
    Pozdrawiam

    amandiolabadeo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. hejka hej. trafiłam tu całkiem niedawno i sądzęze twoje opowiadanie jest swietne. szkoda tylko ze nie mogę rozszyfrowac wskazowek...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Cieszę się, że moje opowiadanie Ci się podoba! Co do wskazówek polecam zajrzeć tu ——> https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Szyfr_AtBash
      :)

      Usuń

Dziękuję za komentarz! :)

Sny o Rzeczywistości

Blue FireBlue Fire