Ciekawe
czy w ich życiu nie zmieniłoby się nic, gdyby mnie z
nimi nie było.
Zmarszczyłam
brwi i skarciłam się w myślach.
Życie
nie kończy się na tym dniu.
-
Nadejdą jeszcze kolejne dni. – szepnęłam do siebie.
- Nie było aż tak źle. – usłyszałam za sobą
znajomy głos, obróciłam się i zobaczyłam nikogo innego jak
Mię, moją przyjaciółkę. Stała jak zwykle uśmiechnięta,
poprawiając spadającą jej z ramienia białą torebeczkę. Podeszła
w moją stronę ostrożnie schodząc po kamiennych schodkach.
Znajdowałyśmy się właśnie przed głównym
wejściem szkoły, dziwne uczucie znowu patrzeć na ten budynek, po
takiej przerwie.
Na mojej twarzy wykwitł grymas.
- Tak, masz rację. – uśmiechnęłam się od razu
odganiając od siebie wszelkie wątpliwości dotyczące nowego roku
szkolnego.
Obiecałam sobie, że nie będę się tak wszystkim
przejmować. Wreszcie odżyłam, po raz pierwszy od… tamtego
„wydarzenia” mam uczucie, że wszystko będzie dobrze i wreszcie
będę szczęśliwa. Nic tego nie zmieni. Dziś zaczyna się kolejny
rok nauki, mam ze sobą swoich najbliższych, jestem wypoczęta i
pełna zapału. Już nawet podczas przerwy letniej marzyłam o tym by
znowu wrócić do szkoły i pokazać wszem i wokół, że
jestem silna i nic nie stanie mi na przeszkodzie.
Zaśmiałam się nerwowo chcąc rozładować
napięcie.
Utkwiłam wzrokiem w parku, po drugiej stronie
ulicy. Drzewa są takie zielone, a kwiaty najróżniejszego
gatunku mają tak intensywne kolory, że po zbyt długim przyglądaniu
się im trzeba spuścić wzrok. Nawet niebo, na którym
ostatnimi czasy lubiły pokazywać się chmury – często burzowe –
teraz jest czyste i naprawdę piękne.
Westchnęłam kiedy poczułam na swoim ramieniu
dłoń, która w kojącym geście próbowała mnie
uspokoić.
Ktoś znajdujący się za mną zagwizdał, a ja już
domyślałam się kto to może być. Odwróciłam się cała
uśmiechnięta. Któż by inny mógł to być jak nie
Max?
- Niesamowicie wyglądasz! – uśmiechnął się w
moją stronę Max, idąc w moim kierunku ze skrzyżowanymi ramionami.
Poczułam jak się rumienię przez jego komplement.
- Powinnaś częściej się tak ubierać! –
rzuciła w moją stronę Mia tym swoim optymistycznym tonem. –
Naprawdę! – uśmiechnęła się, stając ramię w ramię ze swoim
bratem.
- W takim razie powinniście mi podziękować! –
dobiegł nas wszystkich dobrze nam znany śmiech. To Sophie
wychodziła z budynku szkoły wraz z innymi uczniami. – Gdyby nie
moja interwencja to by się nie wydarzyło. – wyszczerzyła zęby w
uśmiechu najwidoczniej dumna z siebie. Podeszła do nas, po czym
przybiła piątkę z Maxem, uścisnęła Sophie i mnie.
- Z moimi krzywymi nogami mogę robić za atrakcję
w cyrku. – skrzywiłam się.
Od zawsze miałam mniemanie, że zostałam pokarana
przez los niezbyt zgrabnymi nogami. Jednak kiedy miałam dobry humor
potrafiłam mówić i myśleć o nich jak o cudzie natury. Za
to podczas gdy posiadałam naprawdę podły nastrój byłam zdolna do
rozpatrzenia amputacji. Był to taki mój dziwny kompleks,
którego nigdy się nie wyzbyłam.
- Przestań. – Sophie sprzedała mi kuksańca w
ramię i uśmiechnęła się jakby jej jakoś nagle zaświtało w
głowie. – Ty nie masz czego się wstydzić, co dopiero inni… –
kiedy Soph zauważyła na naszych twarzach zmieszanie wskazała
podbródkiem w stronę wychodzącej ze szkoły Stephanie
Burson.
Pojęliśmy w mig, co miała na myśli Sophie. Otóż
Stephanie była blondynką, nie mówię, że naturalną, ale
mniejsza… Była blondynką, a w połączeniu ze swoją mocną
opalenizną, która do tego nie była równomierna
Stephanie wyglądała po prostu okropnie. Jedak nie przeszkadzało
jej to w czuciu się lepszą od wszystkich wyglądających normalnie,
przeciętnych uczniów naszej szkoły.
Mia tylko zachichotała, a ja nie mogłam się
powstrzymać by do niej nie dołączyć. Max natomiast uśmiechnął
się szeroko.
- Może przeproszę się ze spódnicami i
sukienkami… – zasugerowałam cicho po chwili.
- Trzymam cię za słowo, Mc'Cras. – Sophie
pogroziła mi palcem, a ja wyszczerzyłam się do niej głupkowato.
Chwilę siedzieliśmy tam przy murku, rozmawiając o
wszystkim, co było związane z rozpoczęciem roku szkolnego i samą
uroczystością tego dnia. Podzieliliśmy się między sobą swoimi
oczekiwaniami i paroma nowinkami. Naprawdę nie chciałam się z nimi
rozstawać. Wiedziałam, że i tak spotkamy się jutro, więc nie
powinnam się niczego obawiać. Jednak… czułam, się tak jakbym
mogła ich stracić… Na zawsze.
Uśmiechnęłam się do Mii, Sophie i Maxa. Właśnie
rozmawiali o czymś z dość dużym zaangażowaniem, więc nie
chciałam wyjść na ignorantkę, którą chyba jednak byłam.
W końcu mam przy sobie swoich przyjaciół, a całkowicie ich
zbywam myśląc o Bóg jeden wie o czym.
- Margaret? – usłyszałam głos Maxa, który
wyrwał mnie nagle z rozmyśleń. Spojrzałam na niego otępiałym
wzrokiem. Chyba właśnie oczekiwali na moją odpowiedź w jakiejś kwestii, a ja choćbym nie wiem jak się starała nie mogę
wymyślić, o co mogłoby im chodzić.
- Przepraszam, – pokręciłam głową, zażenowana
własną osobą. – zamyśliłam się.
- Pytałem czy idziesz. Zrobiło się już dość
późno. Powinniśmy wrócić do domów i
przygotować się na wszystko, co może przynieść jutro. –
uśmiechnął się słabo na myśl o jutrzejszym obowiązku pójścia
do szkoły.
- Tak, tak. Przepraszam. – potrząsnęłam jeszcze
raz głową, po czym uniosłam ją lekko i wymusiłam słaby uśmiech.
Zdążyliśmy odejść z tamtego miejsca na jakieś
sto metrów, gdy nagle przypomniałam sobie, że nie zabrałam
ze sobą torebki. Kiedy rozmawialiśmy przy murku położyłam ją
tam by mi nie ciążyła, jednak kiedy postanowiliśmy pójść
do domu całkowicie o niej zapomniałam!
- O nie! Zostawiłam tam swoją torebkę! – twarze
moich przyjaciół zwróciły się w moją stronę.
Pewnie musiałam wyjść na nieźle roztrzepaną. Najpierw nie
kontaktuje podczas rozmowy, teraz to! – Idźcie beze mnie. –
machnęłam im ręką, zawracając w kierunku budynku szkoły.
- Pójść z tobą? – zapytała Sophie.
Nie miałam pojęcia dlaczego, ale miałam
przeczucie, że powinnam iść sama, nieważne jak bardzo chciałam
by moja przyjaciółka mi towarzyszyła.
- Nie! Dam sobie radę! – krzyknęłam,
przyspieszając do lekkiego truchtu.
Jeszcze przez chwilę moi przyjaciele stali w tym
samym miejscu, lecz po chwili postanowili kontynuować swoją drogę
do domu, beze mnie.
To była chwila zanim nie znalazłam się przy
murku, obok którego odbyliśmy swoją rozmowę. Moja torebka
była w dokładnie tym samym miejscu, w którym ją
zostawiłam. O dziwo wyglądała tak, jakby nikt nie zaglądał do
jej wnętrza, a to był dobry znak.
Podbiegłam do niej i od razu pochwyciłam w swoje
dłonie. Oparłam się ręką o murek, a drugą spróbowałam
ocenić, czy aby na pewno nic mi nie zniknęło. Byłam wymęczona
truchtaniem, więc moje zmysły, które zwykle świetnie
monitorowały otoczenie teraz zawiodły. Ktoś podszedł do mnie
cicho i stanął tuż za moimi plecami.
- Hej. – usłyszałam cichy i spokojny głos nad
swoim prawym ramieniem.
Zmarszczyłam brwi starając się skojarzyć głos z
odpowiednią osobą. Kiedy udało mi się połączyć fakty
otworzyłam szerzej oczy i od razu odwróciłam się przodem do
chłopaka, który do mnie podszedł. Stał tam ze spokojnym
wyrazem twarzy i bacznym spojrzeniem. Chociaż się nie uśmiechał
mogłam przysiąc, że z czegoś był zadowolony. Może z faktu, że
się do mnie podkradł i nie udało mi się tego usłyszeć, ani
zobaczyć. Albo z faktu, że w ogóle udało mu się na mnie
wpaść tutaj? Właściwie to skąd on tu się wziął?
Stałam plecami do murka, obie ręce miałam
mocno zaciśnięte na jego krawędzi. Spojrzenie wbiłam w zielone
oczy szatyna. Musiałam wyglądać na przestraszoną, bowiem chłopak
wyciągnął rękę w moją stronę chcąc mnie uspokoić, ale ja
szybko ją odepchnęła swoją.
- Nie dotykaj mnie. – wysyczałam przez zaciśnięte
zęby. Chwyciłam prawą ręką torebkę, która leżała na
murku i wyminęłam chłopaka.
Nie odeszłam daleko kiedy po kilku zaledwie krokach
poczułam jak chwycił mnie za lewą rękę bym odwróciła się
w jego stronę. Obróciło mnie tak nagle, że prawie wypadła
mi torebka, ja sama ledwo co wpadłabym na niego.
Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie chcąc pokazać,
że nie zgadzam się na to. Nie zgodziłam się by mnie zaczepiał, a
tym bardziej szarpał. Mogłam przecież zadzwonić na policję. Może
wtedy by zrozumiał, może wtedy.
Nagle złapał mnie za drugą rękę, tą, która
dotychczas trzymała torbę i przyciągnął mnie do siebie. Mogłabym
przysiąc, że siła z jaką moja własność rozbiła się o podłoże
mogła popsuć mój telefon na dobre. W jednym momencie cały
zapał, cała siła, którą czułam ze mnie uleciała. Byłam
tak przestraszona tym, co może się wydarzyć, że zaczęłam się trząść ze strachu.
- Czy naprawdę się mnie tak bardzo boisz, Megan? –
spytał swoim delikatnym głosem, który zawsze miał w sobie
nutkę dociekliwości, zbyt małą, by mieć pretensje, zbyt dużą
by o niej zapomnieć.
- T-tak. – wycedziłam.
Poczułam dziwne uczucie. Coś mówiło mi, że
to nie powinno się wydarzyć. Coś w głębi mnie krzyczało, że to
nie tak powinno być, ale nie potrafiłam tego słuchać. Jedyne, co
mnie niepokoiło, to nieopuszczająca świadomość, że mogę się
nigdy nie dowiedzieć, co to oznacza. Jednak wiedziałam dobrze, że
coś tu nie gra. Jakby to, co się dzieje nie powinno się dziać, a
zamiast tego powinno stać się coś zupełnie innego. Tylko co?
- Powiedz mi: dlaczego? – pochylił nade mną
głowę, chcąc mieć lepszy widok na moje oczy, które, choć
nie podoba mi się to, ale muszę to przyznać, były takie same jak jego.
Ten sam szmaragdowy odcień.
Nie potrafiłam mu odpowiedzieć. Nie wiem z
jakiego powodu. Strach przed nim narodził się bez mojej
interwencji czy nawet wiedzy. Zaczęłam się go bać, kiedy po
naszym pierwszym spotkaniu wymusił kolejne, a potem kolejne. Choć
podczas nich nie stała mi się krzywda, co więcej czułam się
dziwnie bezpieczna, to jednak nie potrafię powstrzymać mojego lęku
przed jego osobą. Boję się przyznać mu rację. Jego słowa były
jak słowa szaleńca, było ich zbyt dużo jak na jedną rozmowę i
nie miały sensu, ani koneksji. Boję się uwierzyć w wariactwa, o
których mi opowiedział. Zwłaszcza kiedy zauważyłam, że
mają odrobinę sensu. Na czele dziwactw, które potwierdzają
jego słowa stało moje poczucie bezpieczeństwa…
- Nie potrafisz… – stwierdził uciekając
wzrokiem w inną stronę. Kiedy jego oczy z powrotem utkwiły
spojrzenie w moich nie mogłam odeprzeć uczucia, że był załamany.
Załamany i szalony, pamiętaj, przypomniałam
sobie.
- Ja… Naprawdę, to nie ma sensu! – krzyknęłam
przegrana. Sporo myślałam nad jego słowami, ale nigdy nie
znalazłam w nich czegoś, co mogło by wyjaśnić tę całą chorą
sytuację. – Nie zapomniałabym swojego narzeczonego. –
powiedziałam, pewnie spoglądając mu w oczy.
Chłopak znowu spuścił wzrok, jednak kiedy go
podniósł miałam wrażenie, że walczy ze sobą. Zastanawia
się, czy zrobić to, co chodzi mu po głowie, czy odpuścić. Jego
wzrok, który zdawał się mnie kusić zdawał się przeszywać
mnie na wskroś, tak jakby przez oczy zaglądał mi do duszy.
W jednej chwili, zbyt krótkiej bym mogła
zareagować, przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Czas jakby
się zatrzymał. Myśli pojawiały się zbyt szybko bym mogła się
na którejś zatrzymać, lecz większość z nich nie
wygłaszała sprzeciwu. Moje ciało również. Chciałam tego,
może nie otwarcie lecz podświadomie.
Wtedy poczułam jak jakaś zapomniana cząstka mnie
czekała na tą chwilę, na ten pocałunek. Policzki zapiekły mnie
mocno, w brzuchu poczułam motyle, a w głowie kręciło się na
tyle, że musiał mnie podtrzymać, bym nie upadła.
Kiedy oderwał się ode mnie poczułam… żal? Nie
wiedziałam z jakiego powodu. Nie wiedziałam, dlaczego chłopak,
którego jeszcze przed chwilą się obawiałam jak ognia, teraz
sprawił, że poczułam coś, czego jeszcze nigdy chyba nie czułam.
Choć nie przypominam sobie rzeczy, o których mówił
czuję, że smak i zapach jego ust są mi dobrze znane.
Kiedy uspokoiłam się nie mogę powstrzymać
wściekłości i gniewu jakie do mnie napływają. Jak?! Jak on śmiał
to zrobić?!
Złość, którą wtedy czułam do niego
znalazła sobie towarzysza w moim zawiedzeniu się własną osobą.
Byłam zła na siebie, że go nie odepchnęłam, byłam zła za to,
że tego chciałam. Nie wiem, co bardziej mnie denerwowało: on, czy
moje zachowanie.
Chyba zauważył mój gniew, bo chciał
dotknąć mojego policzka, tak jak planował zrobić to wcześniej,
jednak moja odpowiedź na jego gest pozostała nie zmienna. Tym razem
zareagowałam nawet agresywniej. Uderzyłam go w ramię, jednak nawet
ja widziałam jak słabą mam siłę. Ten fakt jedynie mnie
rozgniewał. Byłam zbyt słaba by nawet się wyżyć na tym idiocie!
Chciałam się spróbować jeszcze raz,
chciałam go uderzyć znowu, tym razem mocniej i może przy odrobinie
szczęścia pozbyć się tych targających mną uczuciami. Jednak
kiedy miał dostać cios w ramię, złapał mnie i przytrzymał za
ramiona bym nic nie mogła zrobić.
Chciał mnie uspokoić, ale na to było już za
późno. Wyszarpałam się, odepchnęłam go, szybko złapałam
torebkę i zaczęłam iść w stronę domu, z ustami zaciśniętymi w
wąską kreskę. Usłyszałam jego kroki za sobą, więc lekko
przyspieszyłam. Poczułam jego uścisk na nadgarstku, tym razem
silniejszy, obrócił mną przodem do chłopaka. Chwilę tak
trzymał mnie za rękę. Choć wyglądało to tak jakbyśmy tam stali
pół godziny w rzeczywistości minęło zaledwie kilka sekund.
Szybko zobaczył moją złość i wypuścił mój
nadgarstek ze swojego uścisku.
- Nigdy więcej mnie nie
dotykaj! – wyplułam słowa z niesamowitą ilością jadu.
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w dalszą drogę. –
Zostaw mnie wreszcie!
- Megan. – usłyszałam
błaganie w jego głosie, jednak je zbyłam.
Odwróciłam głowę
przez ramię i krzyknęłam będąc kilka dobrych metrów od
niego:
- Nigdy.
***
- Dziękuję, że
przyszłaś na to spotkanie. – uśmiechnęłam się na jego słowa.
Jak mogłam opuścić taką okazję, by wyrwać się z domu choćby
na chwilę? Jeszcze w towarzystwie takiego sympatycznego chłopaka
jak ten. Wprawdzie nie znałam go, ale z tego, co zdążyłam
zaobserwować naprawdę był sympatyczny.
- To nic, naprawdę. –
upiłam łyk herbaty z filiżanki. Przymknęłam na chwilę oczy by
móc lepiej rozkoszować się smakiem, kiedy je otworzyłam
zauważyłam, że chłopak cały czas mi się przygląda. Miał na
twarzy przyjemny uśmiech, jeden z takich, który sprawia, że
samemu chce się wyszczerzyć.
Zanim jednak zdążyłam
coś powiedzieć, szatyn odparł:
- Właśnie sobie
uświadomiłem, że nie zostaliśmy sobie odpowiednio przedstawieni.
– uśmiechnęłam się lekko. – Jestem Arian Wills. – właśnie
piłam herbatę, szybko przełknęłam, o mało co się nie zadławiłam.
- Jakie ciekawe imię.
Jestem Margaret Mc'Cras, ale wnoszę, że już to wiesz. –
stwierdziłam cicho.
- Dziękuję. Nawet ma
ciekawe znaczenie. – pokazał dwa kciuki do góry i
wyszczerzył się lekko.
- Naprawdę? –
uśmiechnął się.
- Podobno oznacza
„złote życie”. – zrobił gestem dłoni cudzysłów. –
Ale osobiście nie wierzę w takie gadanie. Nie wierzę w przesądy,
ani tego typu bzdury. – skrzywił się.
- Osoba o takim
imieniu raczej powinna. – uśmiechnęłam się. – Inaczej ta
wróżba się nie spełni.
Rozmawialiśmy jeszcze
pół godziny. Było już dosyć późno, więc wspólnie
postanowiliśmy opuścić kawiarnię, w której odbywało się
nasze spotkanie, pożegnać się i pójść do domu. Kiedy
Arian płacił za rachunek, prześmignął mi dziwny obraz. Była to
moja podobizna, moje zdjęcie w jego portfelu.
Poruszyłam się
niespokojnie na krześle.
Może się pomyliłam,
to mogła być jego dziewczyna, narzeczona, może nawet matka? Choć
szczerze mówiąc dziewczyna była zbyt młoda, by mogła być
jego rodzicielką. Jestem też pewna, że Arian nikogo nie ma. Mógł
kogoś mieć, w to nie wątpię, ale skoro nie byli już ze sobą
razem, to po co nosił by jej zdjęcie.
Chciałam wypytać
chłopaka, o postać ze zdjęcia, jednak musiałam poczekać aż
odejdzie kelnerka. Niecierpliwie odprowadzałam ją wzrokiem aż
zniknęła po drugiej stronie sali. Szybko podeszłam w stronę
chłopaka i zagadnęłam:
- Nie mówiłeś
mi, że masz kogoś.
Wyszliśmy z kawiarni
ramię w ramię, wtedy się do mnie odwrócił i ze wzruszeniem
ramion wyznał:
- Bo nie mam. –
uśmiechnął się pokrzepiająco. Chciał kontynuować swój
pochód, ale ja nie zamierzałam odpuścić tak łatwo.
- W takim razie kim
jest dziewczyna, której zdjęcie nosisz w portfelu? –
wykrzyczałam, próbując przekrzyczeć odgłosy ulicy.
Zielonooki zatrzymał
się, więc również i ja stanęłam.
Spoglądając na jego
twarz widziałam odbicia świateł samochodów, tego neonowego
szyldu po drugiej stronie ulicy i piorunów, które
ukazały się gdzieś nad krajobrazem tego miasta. Deszcz pojawił
się niedługo potem mocząc moje ubranie i niszcząc fryzurę.
Jednak pomimo chłodu jaki czułam nie ruszyłam się nawet o
milimetr. Arian zresztą również. Widziałam w jego twarzy
chęć powiedzenia mi czegoś, czułam, że już wygrałam i dowiem
się prawdy. Wtedy to wszystko zniknęło i na jego twarzy zagościł
stoicki wręcz spokój.
- Chodźmy gdzieś,
przeziębisz się. – zaproponował, ale żadne z nas nie wykonało
kroku.
Zmarszczyłam brwi. Co
mogło być aż tak dziwne, że nie chciał mi powiedzieć? Może ma
dziewczynę i boi się wyznać mi prawdy? Kto wie, może nawet być
zaręczony! W końcu ja zawsze mam zły gust jeśli chodzi o
chłopaków.
- Znasz ją lepiej niż
ktokolwiek inny. – jego nagła wypowiedź sprawiła, że zdziwienie
malujące się na mojej twarzy jedynie się powiększyło. – Ba,
nawet lepiej niż ja. – uśmiechnął się ukazując śnieżnobiałe
zęby, które tworzyły dość duży kontrast do ciemnego,
wieczornego krajobrazu miasta podczas burzy. – Ma na imię Margaret
Mc'Cras i byliśmy zaręczeni.
***
On w to wierzył.
Wierzył, że mogę być ją. Jego narzeczoną, która zniknęła
bez wieści. Jakkolwiek głupio to brzmi.
Sama nie wiedziałam
czy ufam jego słowom, były nieprawdopodobne, jednak fakt, że
wiedział o mnie wszystko, wiedział o mojej rodzinie i wiedział o
rzeczach, których nigdy nikomu nie wyjawiałam powodował, że
chciałam mu uwierzyć. Jak jednak miałam to zrobić?
Jakim cudem miałabym
go nie pamiętać?
Nic nie trzymało się
kupy, cała ta historia była niewiarygodna. Fantastyczna.
Długo opowiadał mi o
tym gdzie byliśmy, co robiliśmy, jakie mieliśmy wspaniałe
wspomnienia i choć nie jestem w stanie uwierzyć w prawdziwość
tego wszystkiego to jednak strasznie chciałabym spróbować.
Te wspomnienia były w pewnym sensie moim wyobrażeniem na temat tego
jak moje idealne życie powinno wyglądać.
Czary nie istnieją,
więc jak miałabym zapomnieć? Nie miałam żadnego wypadku, ani też
nie choruję na żadną chorobę, która mogłaby to powodować.
Po resztą, wujo powiedziałby mi, gdybym magicznie „zapomniała”,
prawda?
Po powrocie do domu od
razu zagaiłam do Richa na temat tej całej akcji:
- Wiesz co mnie
dzisiaj spotkało? Pewien chłopak powiedział mi, że był moim
narzeczonym. – choć na twarzy wuja wykwitł niepokój,
postanowiłam kontynuować. Choć nie powiem, musiał się zdziwić
tą sytuacją, zresztą kto by tak nie zareagował? – Wiedział o
mnie więcej niż kto inny i to rzeczy, których nie wyjawiałam
nikomu. – zdjęłam płaszcz, który całe szczęście nie
był już aż tak przemoczony.
- Naprawdę? –
zdziwił się, choć wyglądało to tak jakby nie pasowała mu ta
rozmowa, a ja nie mogłam dojść czemu. Przecież to nic wielkiego,
bardziej bym oczekiwała by niedowierzał jak ja i wydzierał się
bym zadzwoniła na polciję. On jednak zachowywał się niemożliwie
spokojnie.
- Może się
zaręczyłam i kompletnie o tym zapomniałam? – zaśmiałam się
lekko, ale z niewiadomych dla mnie przyczyn wujo nie podzielał
mojego humoru. Zamiast tego zbył mnie i poszedł do swojego gabinetu
jak zwykł robić. Chwilę patrzyłam jak odchodzi po czym pełna zdziwienia i obaw udałam się do swojego pokoju.
***
Kiedy
wróciłam do domu nie potrafiłam myśleć o niczym innym jak
o Arianie i o tym jak bardzo namieszał w moim życiu w ostatnim
czasie.
Nie
spodziewałam się go spotkać przed budynkiem mojej szkoły. Nasze
pierwsze spotkanie odbyło się w kawiarni. Zaprosił mnie tam kiedy
wpadł na mnie na ulicy wytrącając mi książkę z ręki. Nazwał
mnie wtedy Margaret. Kiedy spytałam skąd zna moje imię on tylko
się uśmiechnął i rzucił, że jest medium. Wtedy się z tego
śmiałam nie wiedząc, że zna mnie on lepiej niż ktokolwiek inny.
Na drugi dzień spotkaliśmy się w umówionej kawiarni.
Tamtego dnia opowiedział mi prawdę. Wciąż zastanawiam się, co by
się stało, gdybym nie spytała o tamto zdjęcie. Jednak to się
stało. Mogę nawet powiedzieć, że cieszę się, że mi o tym
powiedział, jakkolwiek nierealistyczne były jego opowieści.
Sam
rzekł, że nie wierzy w magię, jednak jak inaczej wyjaśnić to
wszystko? Kiedy nie ma już słów by określić to całe
zdarzenie najprostszą i jednakowo najbardziej nieprawdopodobną
odpowiedzią jest magia.
Osobiście
nie wiem czy w nią wierzę, czy wierze w tę historię.
Westchnęłam
spoglądając na odbicie w lustrze. Potrzebowałam snu, jutro będę
musiała wstać wcześniej niż robiłam przez całe wakacje, więc
powinnam udać się na spoczynek już w tej chwili. Wzięłam głęboki
wdech, zamknęłam oczy wyrzucając z siebie wszystkie zmartwienia,
po czym na powrót otwierając oczy.
***
Minęło
już cztery dni, jeśli nie liczyć rozpoczęcia roku szkolnego.
Cztery dni, podczas których zauważyłam, że oddalam się od
swoich znajomych ciągle będąc rozkojarzona i nieobecna. Wiadomym
jest, co zajmuje moje myśli. Jak miałabym myśleć o czymś innym?
Od
jutra zaczyna się weekend i mam nadzieję zaszyć się z dala od
siebie i przemyśleć wszystko jeszcze raz od nowa. Jednak zanim to
nastąpi muszę wytrzymać jeszcze cały dzień w szkole i postać
się nie podpaść nikomu.
Byłoby
o wiele łatwiej, gdyby Arian nie chodził do mojej szkoło, a jak
się okazało od tego roku do niej uczęszcza. Jest w równoległej
klasie i chociaż tyle mam spokoju. Przynajmniej na lekcjach czuję
się spokojna.
Za to
na przerwach, nieważne gdzie się udam czuję jakby on podążał
tam za mną. Co nie jest w większości prawdą. Jednak tego dnia
znowu na siebie wpadliśmy.
Właśnie
zmierzałam do moich przyjaciół, którzy stali wszyscy
pod szafką Maxa i rozmawiali wesoło. Jednak zanim miałam okazję
by do nich podejść drogę zablokował mi nie kto inny jak Arian.
-
Musimy porozmawiać. – rzucił opierając się o ścianę po
mojej prawej. Skrzyżował ramiona i czekał na moją odpowiedź,
która nie nadchodziła.
Rozejrzałam
się dookoła po czym założyłam jeden kosmyk za ucho, który
wypadł z moich wysoko upiętych włosów. Przygryzłam dolną
wargę po czym szybko sprawdziłam czy nam się ktoś przygląda.
Całe szczęście każdy był czymś zajęty by zauważyć, że w
naszej pogawędce jest coś dziwnego.
-
Okey, ale nie tutaj. – rzuciłam szybko.
- W
takim razie gdzie? – na jego twarzy pojawił się grymas
niezadowolenia, ale zbyłam go.
-
Spotkajmy się w tamtej kawiarni, dobrze? Jutro wieczorem. –
zobaczyłam jak ledwie zauważalnie kiwa w moją stronę głową,
po czym oddaliłam się w stronę przyjaciół, nie oglądając
się nawet razu czy odprowadza mnie wzrokiem.
-
Hej. – rzuciłam uśmiechając się słabo i stając obok
Mii.
- O
czym tam rozmawialiście? – spytała Sophie, a ja miałam
ochotę zapaść się pod ziemię. Ona widziała.
- O-o
niczym. – wzruszyłam ramionami. – Zapytał mnie o
drogę do biblioteki. To wszystko. – rzuciłam modląc się
bym mój głos zabrzmiał jak najbardziej obojętnie jak to
możliwe.
-
Taaak. Jaaasne. – Sophie uśmiechnęła się, a ja poczułam
jak cała krew odpłynęła z mojej twarzy. Muszę popracować nad
techniką ściemniania
-
Chodźmy już w stronę klasy. Nie chcę się spóźnić. –
powiedziałam odwracając się od nich i szybkim krokiem
zmierzając w stronę celu.
Już
ucieszyłam się kiedy usłyszałam kroki moich przyjaciół za
mną, jednak moja radość szybko wyparowała, gdy usłyszałam za
sobą głos Maxa:
-
Nigdy nie obchodziło cię by być na lekcji na czas. Skąd taka
zmiana? Czyżbyś unikała kogoś? – spojrzałam w tył
przez ramię by ujrzeć jak na twarzy mojego przyjaciela wykwita
ogromny, triumfalny uśmiech.
-
Chyba kogoś unika. – Sophie szturchnęła Maxa w ramię i
się uśmiechnęła.
-
Kogoś. – zakaszlała Mia.
Zacisnęłam
usta w wąską linię i udałam, że nie słyszałam komentarzy moich
znajomych.
Przez
resztę dnia zdołałam się powstrzymać od myślenia na temat
Ariana. Nie było łatwo, ale odrobina siły woli i da się o
wszystkim zapomnieć. Nawet o tak dziwnych i może nawet
przerażających rewelacjach, jak te.
Kiedy
opuszczałam budynek szkoły przywitał mnie piekący blask słońca.
Przysłoniłam sobie niebo ręką i głęboko westchnęłam.
Zapowiadało się naprawdę gorące popołudnie. W takich chwilach
zwykłam myśleć o wyjściu gdzieś z przyjaciółmi, w końcu
nie warto marnować ani chwili z życia. Jednak dzisiaj nie chciałam
spędzać czasu w zatłoczonych miejscach, w tłumie… Pragnęłam
zamknąć się w pokoju, rzucić się na łóżko i patrzeć w
sufit tak długo, aż nie nadejdzie noc.
Coś
wewnątrz mnie powtarzało, że to zły pomysł, ale zwykłam takie
przeczucia odpychać od siebie daleko. Jak jednak miałabym tego
teraz dokonać jak czułam nieposkromione uczucie, że to może być
ostatni raz jak ich widzę? Skąd to kuriozalne uczucie? Przecież
wszystko zaczęło mi się układać, wyszłam z depresji, mam przy
sobie moich najlepszych przyjaciół. Ariana i całe to
zamieszanie z nim związane mogę zaliczyć do kryzysów
krótkotrwałych, tak sądzę… Mniejsza z tym. Powinnam być
szczęśliwa! Dlaczego więc nie jestem? Dlaczego nie potrafię
cieszy się tym, co mam?
Spojrzałam
na moich przyjaciół razem wychodzących z budynku szkoły.
Uśmiechnęłam się smutno.
Ciekawe
czy w ich życiu nie zmieniłoby się nic, gdyby mnie z
nimi nie było.
Zmarszczyłam
brwi i skarciłam się w myślach. Pokręciłam głową i spuściłam
wzrok na swoje stopy. Uspokój się, Megan, powtarzałam sobie.
Życie się nie kończy na tym dniu. Będą jeszcze kolejne. Kto wie,
może nawet piękniejsze?
Uśmiechnęłam się spoglądając dumnie w stronę zatłoczonej ulicy. Jakaś
kobieta z dzieckiem w wózku szła chodnikiem z opiekuńczym
uśmiechem spoglądając na swoją pociechę. Kilka kobiet w salonie
fryzjerskim po drugiej stronie ulicy chichotało wesoło pokazując
sobie nawzajem jakieś artykuły w kolorowych pisemkach. Tuż obok
szła para z małym chłopczykiem, który niósł jeszcze
mniejszego pieska.
Życie
nie kończy się na tym dniu.
-
Nadejdą jeszcze kolejne dni. – szepnęłam do siebie.
Nawet
nie zauważyłam jak obok mnie znalazła się Mia. Dotknęła mojego
ramienia i z niepewnym wyrazem twarzy powiedziała:
-
Wszystko w porządku? – w jej głosie wyczułam troskę, co
sprawiło, że jeszcze trudniej było mi ją okłamać.
-
Tak, oczywiście. – uśmiechnęłam się wymuszenie.
Zawsze
mówiłam im o wszystkim. Teraz jednak nie potrafię, co
więcej, sądzę, że nie powinnam ich w to mieszać. Sama nie wiem
czemu.
-
Jesteś pewna? – tym razem pytanie padło ze strony Maxa.
Potrząsnęłam
głową.
- Na
sto procent. – uśmiechnęłam się kłamiąc ich w żywe
oczy.
***
W
kawiarni, przy stoliku, przy oknie siedział młody mężczyzna. Był
zbyt zapatrzony w okno by zauważyć kelnerkę stojącą przy jego
stoliku, czekającą na podanie zamówienia.
-
Przepraszam? – powiedziała ciepło blondynka. Kiedy szatyn
odwrócił się w jej stronę, jakby wyrwany z transu, nie
mogła nic poradzić tylko uśmiechnąć się przyjaźnie. –
Zamawia pan coś? – spoglądała to na niego, to na
notes.
-
Wodę. – rzucił krzywiąc się kiedy jego spojrzenie padło
na powrót na okno. Widocznie na kogoś czekał. Kelnerka uśmiechnęła się i opuściła go by przynieść zamówienie.
***
-
Hej, zamykamy. – powiedziała śmiejąc się lekko. Mężczyzna, któremu wcześniej podała wodę teraz wydawał
się półprzytomny. Szczerze mówiąc nie zdziwiłaby
się, gdyby okazało się, że zdrzemnął się tutaj.
- A,
och tak. – obruszył się nagle rozglądając po lokalu.
Zmarszczył brwi kiedy okazało się, że jest jedynym, a na
wszystkich stolikach oprócz jego były poustawiane krzesła.
Spojrzał ponad siebie i dostrzegł młodą dziewczynę z wielkim
uśmiechem, spoglądającą na niego.
-
Czekał pan na kogoś? – zapytała, kiedy zauważyła z
jakim wyrzutem wpatrywał się w puste miejsca przy jego stoliku.
Szatyn
długo nie odpowiadał, wydawał się być zajęty myśleniem nad
czymś bardzo intensywnie, bowiem nawet nie zauważył jak blondynka
usiadła na miejscu naprzeciwko niego. Podparła się łokciami na
blacie i wyczekiwała odpowiedzi, która nie nadchodziła.
-
Tak. – odparł jak wyprany z emocji, jednak Blake – bowiem
tak miała na imię jasnowłosa kelnerka – wyczuła nutkę
zawodu i smutku, kryjącą się za maską, którą przybrał na
twarz.
-
Dziewczyna? – spytała delikatnym głosem.
Szatyn
podniósł na nią spojrzenie potwierdzając niemym gestem.
-
Będzie lepiej. – pogładziła mu ramię uśmiechając się
lekko. Jednak pomimo jej starań zielonooki pozostawał w kiepskim
humorze.
-
Skąd wiesz? – rzucił krzyżując z nią spojrzenie.
Dziewczyna uśmiechnęła się słabo.
- Z
doświadczenia. – skrzywiła się momentalnie patrząc bok.
– Grunt, to mieć kogoś, komu można się wygadać. –
jej twarz na powrót się rozpromieniła. – Jestem
Blake Evans. – podała mu dłoń nad stolikiem, którą
bez chwili zwłoki uścisnął.
- A
ja jestem Arian Wills. – szatyn uśmiechnął się po raz
pierwszy tego wieczora.
Życie
nie kończy się na tym dniu, pomyślał.
Wskazówka:
svb, rg'H nv ztzrm!
hl ovg'h hgzig lfi tznv.
blf dzh gSrmprmt gszg'xsz xoVevi?
bz dzh mvevi lm nb ovevo!
yfg gsv Uzxg rh… gszg r'n prmw.
dzmmz yoLd blfI nrmw?
nvTzm zodzbh dzh z iLzxs
Gszg dzh yvuLiv r zkkilzxs
svi.
drgs nb nrMw zmw svi ylwb
dv xlfOw wvuvzg zmBylwb!
yfG mld hsv'h dvzp.
hsb zmw nvvp.
zmw ulItvguFo!
blf nrtsG dlmwvi dSzg hsv'h ulitlg.
yfg blf mvevi tfvhh.
fmovhh, r droo svok blf…
yfg mlgsrmt xlnvh uivv.
ivnvnyvi nv.
svb, rg'H nv ztzrm!
hl ovg'h hgzig lfi tznv.
blf dzh gSrmprmt gszg'xsz xoVevi?
bz dzh mvevi lm nb ovevo!
yfg gsv Uzxg rh… gszg r'n prmw.
dzmmz yoLd blfI nrmw?
nvTzm zodzbh dzh z iLzxs
Gszg dzh yvuLiv r zkkilzxs
svi.
drgs nb nrMw zmw svi ylwb
dv xlfOw wvuvzg zmBylwb!
yfG mld hsv'h dvzp.
hsb zmw nvvp.
zmw ulItvguFo!
blf nrtsG dlmwvi dSzg hsv'h ulitlg.
yfg blf mvevi tfvhh.
fmovhh, r droo svok blf…
yfg mlgsrmt xlnvh uivv.
ivnvnyvi nv.
Jak się podoba rozdział? Szczerze, nie musicie słodzić jak był do kitu. Naprawdę… :(
Jeżeli podczas czytania zastanawialiście się aż do samego końca co to do licha jest, to spieszę z wytłumaczeniem. To były ostatnie chwile Megan z przyjaciółmi. Niezbyt udane, muszę przyznać. Jeśli chodzi o Ariana, to był on alternatywą jej życia jako normalny człowiek. I jeżeli wciąż macie wątpliwości to Megan nie przyszła na spotkanie, dlatego że pojechała do Akademii. Ta scena jak patrzy się na tętniące życiem miasto dzieje się zanim idzie do domu, a jak dobrze wiemy podczas tej drogi zostaje Uświadomiona i zabrana do Akademii.
Przepraszam za to, że musicie czekać, żeby móc zobaczyć Meg czarującą i w ogóle mieć okazję by dowiedzieć się więcej o magii, ale ten rozdział musicie przyznać był nawet nie najgorszą odskocznią od tego, co wam tu zwykle serwuję. :P
W następnych rozdziałach będzie całkiem poważnie i niekoniecznie różowo, więc dałam Wam czas na wzięcie oddechu przed wrzuceniem Was na głęboką wodę. Szczerze mówiąc przyjemniej pisze mi się te poważniejsze wątki. Cieszę się jak dziecko kiedy wiem, że mogę do nich wrócić. Uśmiecham się od ucha do ucha i sobie myślę: ach, fabuła! xD
Ciekawi mnie czy ktokolwiek po rozwiązaniu zagadki z poprzedniego rozdziału wie już jak nazywać się będzie nowa tajemnicza postać w moim opowiadaniu. :D Skrzętnie upycham tam strzępki ważnych informacji i póki co, to jestem z siebie dumna! :P
Rozdziały specjalne o innych bohaterach będą w trochę dalszej przyszłości. Bowiem niektóre mogą być trochę zbyt „spojlerujące”. Na tym na przykład etapie nie wypada pisać całego rozdziału o Reynardzie, którego cała osoba jest jedną wielką tajemnicą. Mogłabym z miejsca wam wszystko opowiedzieć, ale czy to byłoby w jakikolwiek sposób satysfakcjonujące? Sądzę, że nie. Zatem proszę, byście byli cierpliwi i poczekali jeszcze trochę.
Tak więc proszę o wybaczenie i o wyrażenie swojej opinii! Niekoniecznie pozytywnej, wiem, że zawaliłam. xd
Hej, jakby co to troszkę zmieniłam nick i avatar. Rozdział przeczytałam już tydzień temu, ale był wieczór i stwierdziłam, że komentarz napiszę kolejnego dnia. I totalnie zapomniałam. No więc, piszę dopiero teraz. Przy okazji mam okazje odświeżyć sobie ten rozdział.
OdpowiedzUsuńCo do fabuły:
Rzeczywiście czytając rozdział miałam takie małe „wff?” Rozdział nie był gorszy, jak dla mnie był po prosty inny. Jednak wszystko to dla mnie zagmatwane. Jest „rzeczywistość” w której Megan jest magiem, jest też taka gdzie żyje sobie spokojnie. Do tego dochodzi jeszcze taka, gdzie Arian jest jej narzeczonym. Strasznie skomplikowane x.x . Przy czytaniu trochę pogubiłam się trochę w miejscu, od których fragmenty były zapisane kursywą. Nie wiedziałam do końca co kiedy się dzieje i linia czasowa całkowicie mi uciekła. Wydaje mi się, że Megan mówi w niektórych częściach z perspektywy czasu, ale nie jestem tego pewna.
Fragmenty z przyjaciółmi Megan udane jak zawsze. Przy tych z Arianem czasem się gubiłam. Gość sam wyglądał na zagubionego, widać było, że chciał jakoś „obudzić” Megan, ale nie wiem co sobie myślał żeby tak z zaskoczenia ją pocałować.
To trochę straszne, że mieli z Arianem taki sam kolor oczu, ciut jak rodzeństwo.
Megan szybko sobie znalazła narzeczonego. Jeszcze nie skończyła szkoły, a już się zaręczyła. . Jako sierota mogła chcieć założyć szybko rodzinę i wyprowadzić się od wujka. Nie mówię, że to błąd, bynajmniej, po prostu jakoś tak dziwnie to wyszło. Poza tym, ciekawe gdzie poznała tego Ariana, skoro dopiero miał się przenieść do jej szkoły. Tyle pytań.
Nie wiem jak inni, ale ja śledzę twoje zagadki. I większość z nich jest naprawdę interesująca. Z rozdziałami specjalnymi się nie spiesz i zamieść, gdy będą pasować, i nie psuć przedwcześnie zabawy. Jestem ciekawa co przyniesie kolejny rozdział, jeśli mówisz, że będzie „mroczniej”. Czekam na więcej :)
Co do błędów, to trochę się ich nazbierało. W moim przypadku z przecinkami lepiej uważać, więc potraktuj je z pewną ostrożnością. Na pewno niektóre pominęłam, ale te najbardziej oczywiste z chęcią wypiszę:
UsuńMała uwaga: Jeśli na końcu dialogu stawiasz kropkę, zdanie po myślniku powinno być z dużej litery. Inaczej jest, gdy odnosi się do sposobu powiedzenia np.: powiedział, odpowiedział, szepnął, krzyknął itp. Wtedy na końcu zdania nie ma kropki i to, co jest po myślniku piszemy z małej litery. Nie przypominam sobie, żebyś robiła ten błąd w poprzednich rozdziałach, ale na wszelki wypadek wolałam go wypisać.
To Sophie wychodziła z budynku szkoły wraz z innymi uczniami. – Gdyby nie moja interwencja to by się nie wydarzyło. – wyszczerzyła zęby w uśmiechu najwidoczniej dumna z siebie. Podeszła do nas, po czym przybiła piątkę z Maxem, uścisnęła Sophie i mnie. – Wyszło jakby Sophie uścisnęła samą siebie. Myślę, że chodziło o Mię.
Za to podczas gdy posiadałam naprawdę podły nastrój byłam zdolna do rozpatrzenia amputacji. – przecinek przed gdy i byłam
kiedy Soph zauważyła na naszych twarzach zmieszanie wskazała podbródkiem w stronę wychodzącej ze szkoły Stephanie Burson. – przecinek przed wskazała. Zazwyczaj stawia się przecinek oddzielający dwie czynności (czasowniki) w zdaniu. Tutaj zauważyła i wskazała.
Chyba właśnie oczekiwali na moją odpowiedź w jakiejś kwestii, a ja choćbym nie wiem jak się starała nie mogę wymyślić, o co mogłoby im chodzić. – Tu chyba powinno być „nie mogłam”, bo wcześniejsze zdania sugerują czas przeszły.
Zmarszczyłam brwi starając się skojarzyć głos z odpowiednią osobą. – przecinek przed starając
Kiedy udało mi się połączyć fakty otworzyłam szerzej oczy i od razu odwróciłam się przodem do chłopaka, który do mnie podszedł. – przecinek przed otworzyłam
Może z faktu, że się do mnie podkradł i nie udało mi się tego usłyszeć, ani zobaczyć. Albo z faktu, że w ogóle udało mu się na mnie wpaść tutaj? – powtórzenie słowa fakt.
Musiałam wyglądać na przestraszoną, bowiem chłopak wyciągnął rękę w moją stronę chcąc mnie uspokoić, ale ja szybko ją odepchnęła swoją. – literówka: odepchnęłam i chyba przecinek przed chcąc
Nie odeszłam daleko kiedy po kilku zaledwie krokach poczułam jak chwycił mnie za lewą rękę bym odwróciła się w jego stronę. – przecinek przed kiedy
Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie chcąc pokazać, że nie zgadzam się na to. Nie zgodziłam się by mnie zaczepiał, a tym bardziej szarpał. – powtórzenie wyrazu zgadzać się zaraz obok siebie.
Choć podczas nich nie stała mi się krzywda, co więcej czułam się dziwnie bezpieczna, to jednak nie potrafię powstrzymać mojego lęku przed jego osobą. Boję się przyznać mu rację. […] Boję się uwierzyć w wariactwa, o których mi opowiedział. Zwłaszcza kiedy zauważyłam, że mają odrobinę sensu. – w tym akapicie w pewnych momentach pozmieniałaś czasy. Raz jest teraźniejszy, raz przeszły.
Nie potrafisz… – stwierdził uciekając wzrokiem w inną stronę. Kiedy jego oczy z powrotem utkwiły spojrzenie w moich nie mogłam odeprzeć uczucia, że był załamany. – przecinek przed nie
Chłopak znowu spuścił wzrok, jednak kiedy go podniósł miałam wrażenie, że walczy ze sobą. […] Jego wzrok, który zdawał się mnie kusić zdawał się przeszywać mnie na wskroś, tak jakby przez oczy zaglądał mi do duszy. – powtórzenie słowa wzrok.
Wtedy poczułam jak jakaś zapomniana cząstka mnie czekała na tą chwilę, na ten pocałunek. – tę chwilę
Kiedy oderwał się ode mnie poczułam… żal? […], teraz sprawił, że poczułam coś, czego jeszcze nigdy chyba nie czułam. – powtórzenie słowa poczułam.
Kiedy uspokoiłam się nie mogę powstrzymać wściekłości i gniewu jakie do mnie napływają. – znów zmiana czasów.
Chyba zauważył mój gniew, bo chciał dotknąć mojego policzka, tak jak planował zrobić to wcześniej, jednak moja odpowiedź na jego gest pozostała nie zmienna. – niezmienna
Uderzyłam go w ramię, jednak nawet ja widziałam jak słabą mam siłę. […] Byłam zbyt słaba by nawet się wyżyć na tym idiocie! – powtórzenie słowa słaby
Chciałam się spróbować jeszcze raz, chciałam go uderzyć znowu, tym razem mocniej i może przy odrobinie szczęścia pozbyć się tych targających mną uczuciami. – chciałam spróbować (to się wydaje mi się niepotrzebne)
UsuńPoczułam jego uścisk na nadgarstku, tym razem silniejszy, obrócił mną przodem do chłopaka. – poprawne, ale brzmi dziwnie, jakby był tam jeszcze jeden chłopak o którego jej „narzeczony” ją odwrócił. Może lepiej brzmiałoby: obrócił mnie przodem do siebie.
Choć wyglądało to tak jakbyśmy tam stali pół godziny w rzeczywistości minęło zaledwie kilka sekund. – przecinek przed jakbyśmy i chyba przed w
Jeszcze w towarzystwie takiego sympatycznego chłopaka jak ten. Wprawdzie nie znałam go, ale z tego, co zdążyłam zaobserwować naprawdę był sympatyczny. – powtórzenie słowa sympatyczny
Deszcz pojawił się niedługo potem mocząc moje ubranie i niszcząc fryzurę. – przecinek przed mocząc
Jednak pomimo chłodu jaki czułam nie ruszyłam się nawet o milimetr. […] Widziałam w jego twarzy chęć powiedzenia mi czegoś, czułam, że już wygrałam i dowiem się prawdy. – przecinek przed nie i powtórzenie słowa czułam
Wierzył, że mogę być ją. – powinno być chyba nią a nie ją, ale głowy nie dam.
Jakkolwiek głupio to brzmi. – brzmiało, znów zmiana czasu.
Długo opowiadał mi o tym gdzie byliśmy, co robiliśmy, jakie mieliśmy wspaniałe wspomnienia i choć nie jestem w stanie uwierzyć w prawdziwość tego wszystkiego to jednak strasznie chciałabym spróbować. […]Czary nie istnieją, więc jak miałabym zapomnieć? Nie miałam żadnego wypadku, ani też nie choruję na żadną chorobę, która mogłaby to powodować. – znów zmiana czasu
Przecież to nic wielkiego, bardziej bym oczekiwała by niedowierzał jak ja i wydzierał się bym zadzwoniła na polciję. – literówka w wyrazie policję
Chwilę patrzyłam jak odchodzi po czym pełna zdziwienia i obaw udałam się do swojego pokoju. – przecinek przed po
Kiedy wróciłam do domu nie potrafiłam myśleć o niczym innym jak o Arianie i o tym jak bardzo namieszał w moim życiu w ostatnim czasie. – przecinek przed nie
Zaprosił mnie tam kiedy wpadł na mnie na ulicy wytrącając mi książkę z ręki. – przecinek przed kiedy. Zazwyczaj piszę się przecinki przed kiedy.
Byłoby o wiele łatwiej, gdyby Arian nie chodził do mojej szkoło, a jak się okazało od tego roku do niej uczęszcza. – literówka w wyrazie szkoły
Za to na przerwach, nieważne gdzie się udam czuję jakby on podążał tam za mną. – przecinek przed czuję
Jak jednak miałabym tego teraz dokonać jak czułam nieposkromione uczucie, że to może być ostatni raz jak ich widzę? Skąd to kuriozalne uczucie? – powtórzenie słowa uczucie
Podobało mi się :) Rozdział inny, ale w dalszym ciągu ciekawy.
OdpowiedzUsuńTylko nie mam pojęcia kim jest tajemniczy Arian i dlaczego miałby być narzeczonym bohaterki? Czyżby Megan żyła jeszcze w jakimś alternatywnym świecie?
Dopiero teraz zauważyłam jak niewiele wiem o jej życiu. Nawet nie znałam jej z tej strony. Myślałam, że Reynard będzie jej wielką miłością i chyba się pomyliłam skoro wstawiłaś rozdział z Arianem. To oznacza, że nowy bohater zagości za jakiś czas w opowiadaniu na stałe, mam rację? Czyżby on też chodził do Akademii?
Kilka błędów poniżej:
Jedak nie przeszkadzało jej
Jadnak
ale ja szybko ją odepchnęła swoją
odepchnęłam
jak ja i wydzierał się bym zadzwoniła na polciję.
policję
cały dzień w szkole i postać się nie podpaść nikomu.
postarać
Dlaczego nie potrafię cieszy się tym, co mam?
cieszyć
Czytając rozmowę Megan z przyjaciółmi miałam wrażenie, że oni wiedzą kim jest Arian. Może Megan miała amnezję czy coś... A oni wiedzieli, że Arian i Megan byli parą.
Ehhh, tyle pytań, a mało odpowiedzi. Ale to dobrze, ja też jestem za tym, żebyś dawkowała nam informacje :)
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
amandiolabadeo.blogspot.com