środa, 19 listopada 2014

Rozdział I cz. 1


Fast comes the blessing of all that you’ve dreamed
But then comes the curses of diamonds and rings
Only at first did it have its appeal
But now you can’t tell the false from the real 

Imagine Dragons - Gold
 

Obudził mnie głuchy stukot deszczu o przednią szybę auta. Musiałam długo spać, bo mój kark bolał niemiłosiernie od leżenia w tej niewygodnej pozycji. Wodziłam wzrokiem po samochodzie. Moje spojrzenie jednak nie napotkało kryształowych oczu Reynarda. Przez chwilę pomyślałam, że jednak popełniłam błąd ufając mu, bądź co bądź z wujkiem spędziłam osiem lat i nigdy nie odstępował mnie na krok. Reynard pozostawał póki co jedną wielką zagadką. On i Akademia, o której mówił, a do której zmierzamy. Zmierzaliśmy, poprawiłam samą siebie.
Wyszłam z samochodu. Wokół rozciągał się gęsty las. Drzewa - poskręcane straszydła, wysokie iglaki i przewalone konary. Byłam aktualnie na polanie, trawa w nocy wydawała się być szara, choć może naprawdę była. Nie widziałam żadnych kwiatów, grzybów czy leśnych stworzeń. Jedna sowa przeleciała nad koroną sosnową głośno pohukując. Coś z niezmierzonych gęstwin huknęło, nie był to sowi dźwięk. Bardziej przypominał to jak ktoś mocno zamyka drzwi do metalowego magazynu. Zamiast metalicznego wydźwięku był ten łamanych gałęzi i korzeni wyrywanych szybko z gleby. Drzewo runęło, pomyślałam.
Jednak drzewa nie ryczą głosem zarzynanych świń. W nocne niebo wzbiły się szyki czarnych jak węgiel ptaków kraczących przeraźliwie. Ciarki pojawiły się na mej skórze gdy pomyślałam o tym co mogło wydać tak straszliwy ryk. Jeżeli to wściekły dzik? Albo co gorsza, niedźwiedź? Obojętnie który, rozszarpie mnie jak szmacianą lalkę. Zostanie na otwartej polanie też nie wróżyło nic dobrego, więc wybrałam zbadanie sytuacji. W razie napotkania dzika wespnę się na drzewo jak w tej piosence, pomyślałam. Jednak jak spotkam niedźwiedzia.. Wolałam nie myśleć nawet o tej możliwości. W mojej głowie był natłok myśli, które niestety nie były za kolorowe.
Kiedy las stawał się gęstszy zaczęłam skradać. Chciałam wybadać co się kryję w zaroślach, ale nie uda mi się to jak będę chodzić jak słoń. Moje ruchy stały się cichsze, lecz teraz bardziej musiałam patrzeć pod nogi niż dookoła w poszukiwaniu tego dzika. Nie wiem skąd, ale gdzieś w środku wiedziałam, że to nie dzik. Ryk był w połowie ludzki, a w połowie jakiś nieznany. Nigdy nie słyszałam podobnego. Dlatego tak bardzo chciałam wiedzieć co go wydało. I jeżeli cokolwiek zrozumiałam z tego co było wczoraj, biorąc pod uwagę, że to nie kłamstwa, no i że w ogóle się to zdarzyło, to może jednak nie jestem w pełni bezbronna. Liczyłam na to.
Minęłam zwalone drzewo, jego kora wydawała się być zwęglona, ale rośliny dookoła były nienaruszone. To nie był pożar, nawet bardzo mały. Jakiś cień mignął pomiędzy ciemnozielonymi liśćmi. Gdyby nie zwykły fart nawet nie zauważyłabym go. Był ludzki, to na pewno. Skoro to co tu jest nie jest dzikiem czy niedźwiedziem i ma ludzką sylwetkę to dlaczego wydało zwierzęcy, nieludzki okrzyk? I ważniejsze, dlaczego?
- Widziałam Cię. – stwierdziłam dość głośno, obracając się w poszukiwaniu tej osoby. – Nie znam cię, ale proszę, pomóż mi. Szukam kogoś.
Trzask w krzakach za plecami spowodował, że na moich plecach pojawiły się ciarki, a całe ciało ogarnął spazm strachu. I to coś w głębi mnie, mówiące, że w pobliżu czai się niebezpieczeństwo. Powoli zaczęłam odwracać się w stronę zarośli, z których doszedł mnie dźwięk łamanych gałęzi. Na przeciw mnie wyskoczył człowieczo podobny twór z krwistymi ślepiami, przypominał wilkołaka. Myślałam, że zemdleję. Wystraszona biegłam przed siebie co chwilę patrząc czy to coś nadal mnie goni.
Gałęzie w głębi lasu rosły coraz gęściej w dolnych partiach drzew, przez co po pokonaniu zaledwie dziesięciu metrów byłam cała podrapana. Zerknęłam kolejny raz, jednak to kosztowało mnie więcej niż zadrapania, uderzyłam prosto w pień wielkiego drzewa. Ległam pod nim, kuląc się. Niefortunnie upadłam, moja noga bolała niemiłosiernie, nie była sprawna by chociażby wymusić trucht. Wtedy zrozumiałam, że to koniec. Obejrzałam się w stronę potwora. Czułam jak moje serce niemalże wyskakuje z piersi, kiedy me oczy napotkały dzikość czerwonych ślepi bestii. Czyli tak zginę? Przez to, że zagapiłam się i uderzyłam w drzewo? To żałosne, zbyt bardzo by myśleć o takiej śmierci.
Wstałam powoli, niezdarnie. Z mych ramion leciała krew, podobnie jak z nóg i z czoła. Piekła mnie skóra, oczy nie potrafiły się skupić na jednym miejscu, tak jakbym miała zawroty głowy, zapewne miałam. Bestia stała kawałek ode mnie, ciężko zipiąc jakby była zmęczona. Nie wierzyłam w to, patrząc na posturę tego czegoś, nie zmęczyłoby się to tak krótką przebieżką. Dopiero teraz zauważyłam nóż, który tkwił w klatce piersiowej bestii. Cały ociekał krwią, kto jej to zrobił? Kto był tak odważny lub tak głupi by zasadzać się z nożem na to monstrum?!
Głuchy świst przeszył powietrze, bestia drgnęła, kilkakrotnie. Wyglądało to jakby ktoś popychał, a ta usilnie próbowała utrzymać się na nogach. Ryknęła. To był donośny ryk, podobny do dźwięku jaki wydaje róg, ten jednak zdawał się wyrywać Ci duszę, dusić Cię strachem i odbierać chęć do życia w jednym. Złapałam się za miejsce, w którym jest serce, momentalnie zabolało kiedy bestia rżała. Pomimo bólu zdążyłam rzucić na nią spojrzenie, wtedy kiedy właśnie padła na ziemię nieżywa. To było najgorsze co mi się przytrafiło.
Patrząc na swoje stopy i na ziemię, po której stąpałam udałam się wolno w stronę truchła. Długo to zajęło zanim pokonałam dzielący mnie dystans. Coś tkwiło w grzbiecie bestii. Były to trzy strzały. Uniosłam wzrok przed siebie i moim oczom ukazała się ciemna sylwetka wychodząca z zarośli. Uświadomiłam sobie, że ta osoba nie była tak dobrze ukryta jak potwór kiedy mnie znalazł, a jednak to tej osoby nie widziałam. Ten ktoś zabił bestię, więc musi być dwa razy silniejszy.
Stał tam wysoki chłopak, jak poznałam po posturze. Był ubrany w długi płaszcz, a na głowie miał kaptur. Zauważyłam, że na plecach ma łuk i kołczan ze strzałami. Starałam się dostrzec twarz, jednak było zbyt ciemno.
- Kim jesteś? – starałam się sprawić by nie zachwiał mi się głos, jednak na próżno.
- Już się poznaliśmy. – chłopak ściągnął kaptur, a ja zaniemówiłam.



Hej!
Więc jest już rozdział pierwszy, a właściwie jego pierwsza część. Starałam się przez ten czas od prologu do dzisiaj zrobić długi i w miarę możliwości ciekawy rozdział. Jednak jak zauważyłam, napisanie takiej ilości tekstu trwa dość dużo. Nie było by to nic złego, jednak co jeżeli dojdę do wniosku, że to co stworzyłam jest beznadziejne i muszę zacząć od nowa? Wtedy tracę więcej czasu. Lepiej więc pisać rozdziały na części, ale robić to lepiej i dodawać coś częściej. Tak więc notki będą krótkie, jednak będą pojawiać się w krótszych odstępach czasowych.
Mam nadzieję, że wam się spodobał ten rozdział, no i oczywiście zachęcam do komentowania.
Aerthis


Wskazówka:

Hsv pmld srn? Hsv hslfow! R – uli vcznkov – pmld! 

 

1 komentarz:

  1. Na początek kilka literówek lub drobne sugestie:
    Kiedy las stawał się gęstszy zaczęłam się starać się skradać
    Zaczęłam się skradać.
    Chciałam wybadać co się kryję w chaszczach
    Kryje się w gąszczu, zaroślach, chaszcze nie są jakimś mega literackim słowem :)
    Nigdy nie słyszałam podobnego.
    Nie słyszałam nic podobnego
    Było tam jeszcze kilka nieścisłości, ale nie będę już tego szukać.
    Ciekawe kim jest zakapturzona postać. Czyżby Reynard? Bo przez moment myślałam, że to on przemienił się w tą bestię hehe :P Nigdzie go nie było, stąd ten głupi pomysł.
    W tym rozdziale opisów było całkiem sporo, co mi się podobało, bo akcja nie leciała szybko, tylko w sam raz.
    Lecę czytać kolejny rozdział bo ciekawa jestem kim jest chłopak w kapturze :)

    amandiolabadeo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz! :)

Sny o Rzeczywistości

Blue FireBlue Fire