poniedziałek, 23 lutego 2015

Rozdział II cz. 3



 petty lies to everyone
in the hopes that I could be someone
heaven talks but not to me
and now I wonder if it's meant to be
desolation tragedy
is there nothing good in me
I've let me down down down down 

Imagine Dragons - Release



Obudziłam się nagle, wręcz zostałam wyszarpana z objęć Morfeusza. Ziewnęłam przeciągle. Nadal jeszcze nie mogłam sobie uświadomić, że już przestałam spać.
- Wstawaj księżniczko! – usłyszałam za sobą rozbawiony głos Reynarda.
- Boże! – krzyknęłam, gdy niespodziewanie chłopak pociągnął mnie za nogę i spadłam z kanapy.
- Wystarczy Reynard. Wstawaj, wiesz, która jest godzina?! – gorączkował się.
Powoli podniosłam twarz z podłogi i z trudem wgramoliłam się z powrotem na moje tymczasowe posłanie.
- Nie, ale sądzę, że mi powiesz. – odparłam znudzona rzucając gniewne spojrzenie chłopakowi stojącemu naprzeciwko mnie.
- Jedenasta! Słyszałaś?! Jedenasta. – mamrotał tak, jakby to było coś niemożliwego.
- A twój problem polega na tym że..?
- Floyd dzisiaj sprząta wrak naszego, nie, mojego – wskazał na mnie ręką i przywdział na twarz skwaszoną minę. Od kiedy to moja wina, że się rozbił? – auta. Nie chcesz się pożegnać?
- Żeby było jasne: wstaję, bo chcę się pożegnać z Floydem, a nie dlatego, że mi każesz. – pogroziłam mu palcem.
- Jak wolisz. Kiedy tu wrócę masz być już przygotowana do życia. Zero udawania zombie. – zaśmiał się zupełnie jakby powiedział coś śmiesznego. Według niego teraz jestem jak żywy trup? Jest mi niezmiernie przykro, że rano nie wyglądam jak modelka z wybiegu. Zwłaszcza jak przez całą noc śniły mi się istne horrory. 
Sekundę po wyjściu z pokoju Reynarda zaczęłam powoli wybudzać się. Zauważyłam drzwi prowadzące najprawdopodobniej do łazienki. Niepewnie pchnęłam drewniane drzwi. 
Ukazała mi się urocza łazienka, która o dziwo nie była cała zielona. Płytki podłogowe były złociste, a na ścianach były panele z ciemnego drewna. Uroczo, pomyślałam. Jedyne co mnie nie zdziwiło to pistacjowe ręczniki. 
Chwilę zastanawiałam się czy wziąć prysznic. Bądź co bądź jedyne ubranie jakie aktualnie posiadałam to, to które miałam na sobie. Jednak zdecydowałam, że dłużej nie wytrzymam bez tej wygody życia. Po resztą zombie się nie myją, a ja właśnie brałam prysznic, co oznacza, że już jestem żywa, tak? 
- Bardziej żywa niż  w tym śnie. – przypomniałam sobie o tym jak prawie umarłam w swoim śnie. To było takie realne! – To tylko sen! Sen był nieprawdziwy.
Po odprężającym prysznicu, z jedną wpadką, wysuszyłam się ręcznikiem i ubrałam. Moje włosy niestety nadal były wilgotne, więc musiałam na ramiona zarzucić inny ręcznik, by nie zmoczyć całej bluzki. Podeszłam do umywalki, nad którą wisiało lustro. Przemyłam zimną wodą oczy, do których dostał się pechowo szampon. Uprzedzam pytania, użyłam męskiego.
Chciałam przejrzeć się, czy przypadkiem nie mam zaczerwienionych oczu. Już miałam wytrzeć zaparowane lustro, gdy zaczął formować się na nim napis:
- Sen był prawdziwy.
Odskoczyłam do tyłu z przerażenia i napis zniknął. Mój oddech stał się płytki i zaczęłam bać się tak, jakby to był ciąg dalszy snu. Zaczęłam dychać ciężko, musiałam się aż podeprzeć o umywalkę, bo inaczej bym upadła. Czym prędzej wyszłam z łazienki. Może się czymś zatrułam i mam omamy? Możliwe. To wszystko by pasowało, w końcu to co wydarzyło się w lesie nie było do końca normalne?
Kiedy wreszcie znalazłam się na schodach prowadzących z poddasza, na dół do saloniku Floyda, usłyszałam rozmowę Reynarda z panem domu:
- To musi być to! – chłopak był rozgorączkowany. Przyciskając się do ściany przysunęłam się o stopień bliżej do salonu. Ten jeden krok był najwolniejszy ze wszystkich jakie kiedykolwiek zrobiłam, a to dlatego, że bałam się tego, że Reynard czy Floyd mnie usłyszą i tym samym skończą swoją pogawędkę. To jednak nie byłoby mi na rękę, ponieważ już teraz jestem pewna, że oboje coś wiedzą, ale nie chcą się tą wiedzą ze mną podzielić.
-  Przypomnij mi, ile porcji dostała? – usłyszałam zamyślony ton Floyda. Wzdrygnęłam się na dźwięk ostatniego słowa. Byłam prawie pewna, że mówią o mnie.
-  Trzy, może cztery. – wyobrażałam sobie Reynarda machającego ręką na pytanie, jakby było to najprostsze i zarazem najgłupsze jakie ktoś kiedykolwiek mu zadał.
-  Tylko w jaki sposób je zmodyfikowali? I drugie pytanie: dlaczego? – zastanawiał się na głos Floyd.
- I dlaczego testowali to na niej. – Reynard zaczął brzmieć poważnie, co mnie bardzo zdziwiło.
- Jeżeli w ogóle testowali – podsunął cicho Floyd, całe szczęście wciąż byłam w stanie to usłyszeć.
- Jak mógłbyym to sprawdzić? – w tym momencie byłam zbita z tropu. Kompletnie nie pasowało mi to, że Floyd i Winslet rozumieją się bez słów, a ja ledwo rozumiem same słowa. Przez chwilę pomyślałam by wyjrzeć i zobaczyć ich mimikę twarzy, bo pomyślałam, że może zdołam coś z tego wyczytać. Jednak szybko odrzuciłam ten pomysł na bok, co jeżeli by mnie zobaczyli? Nie, za duże ryzyko.
- Wystarczy próbka krwi, ale są łatwiejsze sposoby i bezpieczniejsze.
- Wiem o czym myślisz. – a ja nie – A propos, muszę zajrzeć do Megan. – wzdrygnęłam się słysząc kroki zmierzające w stronę schodów. W tym momencie uznałam, że czas najwyższy ujawnić moją osobę.
- Czyżbym słyszała moje imię? – zaśmiałam się i przywdziałam na twarz fałszywy uśmiech. Całe szczęście nie znali mnie na tyle by wiedzieć o jego nierealności.
- O, Megan! Właśnie miałem sprawdzić czy przypadkiem nadal nie okupujesz kanapy. – Reynard uśmiechnął się cynicznie przypominając mi o moim poranku, poranku o jedenastej godzinie. Wcale mnie też nie zdziwiło, że Reynard zachowywał się jakby jego rozmowa z Floydem była o błahych tematach, a nie o jakichś ich wspólnych tajemnicach.
- Wujku Floyd! – rzuciłam się w stronę pana Williamsa, którego właśnie mianowałam przyszywanym wujem. – Długo pana nie będzie?
- Nie, całego dnia nie spędzę na odgruzowywaniu drogi, którą zresztą i tak nikt nie uczęszcza. – powiedział spokojny już Floyd, który oswobodził się z mojego uścisku. 
- Dobrze, ale ja mam zostać tu tak sama?
- Reynard z tobą zostaje. – powiedział to tak zwyczajnie jakby zamawiał posiłek.

***

Wpatrywałam się w Reynarda bawiącego się dzbankiem, podczas gdy ja oglądałam jakiś kiczowaty film w telewizji, który właśnie został przerwany przez reklamy. Winslet unosił dzbanek w powietrzu za pomocą magi, delikatnie ruszał ręką w górę i w dół, a także na boki, a gliniana dekoracja poruszała się jak na rozkaz.
- Chrupki? – powiedziała blondynka w reklamie.
- To nie są chrupki. – dodała inna dziewczyna stojąca za nią. Ta pierwsza zsunęła okulary i przyglądała się czemuś.
Wreszcie na ekranie pokazały się najzwyklejsze chrupki, a po nich napis:
- To są bąblo-chrupki! Możesz na nich: zjeżdżać jak na sankach!
Później na ekranie ukazała się dwójka dzieci zjeżdżających ze śnieżnej zaspy zimą na opakowaniu tych chrupek, które oczywiście pękło pod ciężarem, przez co dzieci wywróciły się i poobijały, jednak z ich twarzy nie znikł uśmiech.
-  Bąblo-chrupki rządzą! – krzyknęły razem rzucając się garściami tych cud chrupek. 
-  Możesz: się w nich myć! – oznajmił męski głos.
Na ekran wstąpiła dziewczyna stojąca nad wanną pełną piany i wody do kąpieli. Po chwili dziewczyna wrzuciła chrupki do wody, a nam ukazał się napis głoszący: 5 minut później
Teraz dziewczyna siedziała już w brązowej masie w wannie. Była zanurzona w tym do szyi, a ja zauważyłam, że masa z chrupek stwardniała i jest teraz jak zaprawa murarska.
- Kupuj Bąblo-chrupki! – powiedziała wesoło z głupim uśmiechem na twarzy. 
- Dokładnie! Bąblo-chrupki są dobre na wszystko! Czy to wanna czy to śnieg, pięć pudełek zamów sobie!
- Co za gniot. – rzucił Reynard nadal skupiając całą swoją uwagę na dzbanku, którym się bawił, za pomocą magii.
Przyszedł mi nagle pomysł do głowy. Czym prędzej sięgnęłam po pilot i wyłączyłam telewizor. Obróciłam się do Reynarda przodem. Zauważyłam, że nadal zwraca uwagę głównie na swoją małą zabawę, ale spostrzegł, że wyłączyłam telewizor i odwróciłam się w jego stronę.
- Hmm? – tyle był w stanie wydusić będąc tak pochłonięty tym co teraz robił.
- Chciałabym powiedzieć ci o moim śnie. – właśnie w tym momencie Reynard stał się jeszcze bardziej roztargniony. – Śniło mi się to co zwykle. Byłam w holu, to było wspomnienie mnie samej z dzieciństwa, słyszałam rozmowę mamy z jak sądzę do dziś - moim ojcem. – spojrzałam na podłogę potem znowu na chłopaka. To był idealny pomysł. Wyłączył się całkowicie, więc mogłam mu się swobodnie wygadać, a potrzebowałam tego bardzo. – W pewnym momencie, momencie, w którym zwykle wchodzę do kuchni, do mamy, a ona przerywa rozmowę, zdałam sobie sprawę, że nie czuję potrzeby by tam iść. Czułam się jakbym była w śnie, ale miała pełną kontrolę nad sobą, co nigdy mi się nie przytrafiło, zawsze patrzyłam na każde wydarzenie, które rozgrywało się mechaniczne. Wreszcie musiałam wejść do kuchni i zrobić to, co zwykle robię w śnie, bo inaczej nie mogłam go kontynuować. Wszystko jakby było zatrzymane w czasie. – mówiłam z pasją i zachłannością, robiłam to tak szybko, że ledwo zdążałam powiedzieć koniec przed początkiem nowego zdania. – Później mój sen był inny. Byłam w domu Richa, już po śmieci mamy. Widziałam siebie, drugą siebie. To było kolejne wspomnienie. Szła na górę po schodach i poszła do łazienki. Udałam się za nią. Weszła do pomieszczenia i zamknęła się na zamek. Ja przeszłam przez ścianę jak duch. Wtedy ona wyjęła opakowanie żyletek – zacięłam się, nie miałam sił kontynuować od tego momentu, ale brnęłam dalej. – Chciała podciąć sobie żyły. – wydusiłam to z siebie, nie zauważając jednej łzy, która spłynęła mi po policzku. Ruchy dzbankiem jakie robił Reynard stały się wolniejsze i prostsze. – Zamiast tego rzuciła w kąt żyletkę i zaczęła płakać. Zupełnie jak ja kilka lat temu. Znowu nic się nie działo, tak jak w tym śnie z mamą, tak jakby mój sen czekał aż zrobię coś konkretnego. Nie wiedziałam co robić, ze złości krzyknęłam do niej pytanie czego ode mnie chce. Gdy je powtórzyłam zaczęła się śmiać. Zaczęła do mnie iść. Bałam się, z jej oczu spływały krwawe łzy. Gdy spytałam kim jest, odpowiedziała, że mną. Gdy spytałam czego chce, odpowiedziała, że tego co ja. Wtedy próbowałam uciec, przejść przez ścianę jak duch, ale nie byłam w stanie, sama nie wiem dlaczego. Później ona pchnęła mnie na ścianę i na podłogę, wzięła żyletkę i naznaczyła mi na dłoniach jakieś znaki, a potem to samo chciała zrobić z moim czołem. Mówiła przy tym coś w obcym dla mnie języku. Chciała skończyć to co robiła, ale gdy ja czułam, że umieram, bo zaczęłam się wykrwawiać, przestała, upadła na podłogę. Wyglądała jakby coś ją zabolało. Mówiła do mnie, ale nie słyszałam jej. Obudziłam się. A dziś rano na szybie pokazał się napis: Sen był prawdziwy. – wypuściłam powietrze, gdy skończyłam mój monolog, który powiedziałam tak szybko, że sama układałam sobie w głowie po nim o czym mówiłam. Kiedy ja wypuściłam powietrze, Reynard wypuścił dzbanek, który rozbił się na setki kawałków.




Witam! Rozdział tak jak obiecałam, w poniedziałek. Dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą, informacje co do nowych rozdziałów znajdują się w bocznej kolumnie w „Ogłoszenia”. Spokojnie, już niedługo Akademia! Rozdział dedykuję moim dwóm nowym czytelniczkom, przepraszam też, że mam opóźnienia na waszych blogach. Dziś przeczytam rozdział piąty na Wtajemniczonych, a także zacznę lekturę bloga Sorciere Lúthien. Enjoy!
Aerthis 
Wskazówka:

Uli blf GSRH rh yvggvi? Ivzoob? Dvoo...


6 komentarzy:

  1. Hej!
    Nie no tak mnie zaciekawiłaś, że chyba nie doczekam się następnego :D Czyli ten sen Meg był prawdziwy? Dziwne... Ciekawe, co powie na to Reynard i nie mogę się doczekać, co dalej. Dwaj szybko next xD.
    I jeszcze jedno udało mi się wyłapać: "Chciałabym porozmawiać ci o moim śnie." Celowe, czy pomyłka? ;)
    Pozdrawiam i mnóstwo weny życzę :**
    Juliet
    PS. Zapraszam też do mnie na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe,
    Pomyłka :P Po całości.
    I spokojnie, nie zapomniałam o twoim blogu, czytam go, po prostu ostatnio mam dużo obowiązków i ledwo zdążyłam napisać tutaj rozdział na czas :D
    Do zobaczenia na twoim blogu, który zaraz przeczytam :)

    Aerthis

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za dedykację, bardzo mi miło :)
    Rozdział bardzo wciągający, jestem ciekawa co zrobi Reynard, czy będzie kłamał, iż nic nie wie czy może uchyli nam trochę rąbka tajemnicy:)
    Napis na lustrze wbija w siedzenie, niemal czułam ciarki na ciele jak to przeczytałam. Ciekawi mnie kto to zrobił, mam nadzieję, że wkrótce nam to wyjaśnisz.
    Jedna literówka rzuciła mi się głównie w oczy:
    mógłbyrm
    mógłbym
    Końcówka dokładnie taka jaka powinna być - czyli najciekawsza, nie mogę doczekać się następnego rozdziału.
    Pozdrawiam

    amandiolabadeo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba :)
      Oczywiście Reynard będzie musiał utrzymać was jeszcze trochę w niepewności. Nikt sprytny nie zrobi czegoś, co mogłoby pokrzyżować mu jego plany, Rey również :3 Więc prędzej by kupił Bąblo-chrupki niż powiedział Meg jak jest, ewentualnie będzie lawirował wokół tematu :D
      Właśnie biorę się za czytanie twojego bloga, nie wiem od czego zacząć, ale chyba dam sobie radę!

      Pozdrawiam,
      Aerthis

      Usuń
  4. Jak ja kocham twojego bloga *o*
    Świetne akcje, ciekawa fabuła i fajny chłopak :3 ♥ haha xd
    Nie no opowiadanie naprawdę świetne!
    Czekam na next :*
    http://samotnosctomojprzyjaciel.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo miło mi to słyszeć. Głownie z Twojego powodu wstawiam dziś rozdział, jest krótki, ale bardzo wiele wnosi. Tak sądzę przynajmniej. Akcji będzie jeszcze więcej. To są przecież Sny o Rzeczywistości, nie pozwolę by sny były nudne i szare :P Cieszmy się ciszą przed burzą.

    Pozdrawiam,
    Aerthis

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz! :)

Sny o Rzeczywistości

Blue FireBlue Fire