wtorek, 5 maja 2015

Rozdział IV cz. 3



Dream the same thing every night
I see our freedom in my sight
No locked doors, No windows barred
No things to make my brain seem scarred

Sleep my friend and you will see
That dream is my reality
They keep me locked up in this cage
Can't they see it's why my brain says Rage
  
Metallica - Welcome Home (Sanitarium)



Stałam tam jeszcze przez chwilę zastanawiając się czy pobiec za Reynardem i prosić go o pomoc, ale po zastanowieniu uznałam, że byłby to zły pomysł. Czułam, że jeśli to zrobię pokaże mu, że jestem słaba. Nie chciałam go zawieść, chciałam by widział mnie samodzielną. To dziwne jak bardzo zależało mi na tym, co o mnie myślał.
Westchnęłam, kiedy pojęłam, że najwyższa pora… zrobić cokolwiek. Właśnie spostrzegłam, że stałam się nie lada atrakcją w oczach studentów Akademii uczęszczających tym korytarzem. Wszyscy mijali mnie żegnając długimi spojrzeniami lub szeptami do osób, z którymi szli ramię, w ramię. No tak, przecież jako jedyna nie nosiłam mundurku.
Trzeba przyznać, że prawie nikt nie nosił pełnego stroju reprezentacyjnego Akademii. Wychwyciłam chłopaka, który z mundurku miał na sobie tylko niebieski płaszcz, a także dziewczynę w niebieskiej spódnicy i żakiecie, z pod którego wystawała zwykła koszulka. Jednak ja – ja biłam ich wszystkich na głowę. W oczach niektórych musiałam uchodzić albo za prawdziwą buntowniczkę, której nie obchodzi szkolny mundur lub za nową dziewczynę w szkolę, którą zresztą byłam.
Spojrzałam jeszcze raz na plan. Pomiędzy poprzednią, a następną lekcją jest dziesięciu minutowa przerwa na lunch, na stołówce. Odruchowo mój brzuch zaburczał przypominając mi jak mało ostatnio jadłam. Nie będę biegać po Akademii z pustym brzuchem.
Tylko gdzie była owa stołówka? Najlepiej by było kogoś spytać, tylko kogo? Kogoś kto nie wścieknie się, gdy zatrzymam go na korytarzu pytając tak beznadziejne pytania. Oni wszyscy znają to miejsce jak własną kieszeń, oczywiście, że zirytują się, gdy spytam gdzie jest stołówka. Jednak ja naprawdę nie wiem, a i nie zamierzam tu tak stać licząc, że ktoś z mojej nowej klasy mnie przypadkowo znajdzie.
Ujrzałam uśmiechniętą dziewczynę wesoło przemierzającą hol. Czarne fale burzyły się na jej ramionach ilekroć zrobiła swój pogodny krok. Do tych pięknych i zadbanych włosów doczepiła wielką niebieską kokardę z onyksowym paskiem biegnącym wzdłuż niej. Na początku myślałam, że jej oczy są zwyczajnie niebieskie, lecz z każdą chwilą, w której dziewczyna się ku mnie zbliżała nabierałam pewności, jakoby były one fiołkowe. Jaki piękny kolor. Cóż wiele mówić, z jej promiennym uśmiechem, który w swojej prostocie i sympatii dorównywał pani Iris Moss, nie mogłam znaleźć kogoś bardziej trafnego.
Tak jak inni studenci szkoły miała na sobie niebieskie barwy. Niebieski żakiet z czarną kokardą, a także również błękitna spódniczka w ciemne paski w tym zestawie sprawiały iż dziewczyna wydawała się w pewnym sensie poważna. Jednak jej szczery uśmiech stanowczo mówił o niej jako nieodpowiedzialnej nastolatce, a może nawet jako o dziecku. Dziwne, że u tej dziewczyny również nie potrafię określić wieku, podobnie jak z panią Moss.
Szybka decyzja, Megan, albo idziesz, albo nie.
- Hej, czy mogłabyś powiedzieć mi, gdzie znajduje się stołówka? – wysiliłam się wreszcie by wydobyć z siebie słowa, nim będzie za późno i dziewczyna odejdzie, zaprzepaszczając moją jedyną szanse na spytanie kogoś o drogę.
Z początku ciemnowłosa wydawała się zbita z tropu, widocznie tak się zamyśliła, że przez chwilę nie miała pojęcia skąd dobiegło pytanie. Wreszcie rzuciła mi spojrzenie swoich fiołkowych oczu. Tak jak przeczuwałam była zdziwiona kiedy dotarły do niej moje słowa. Przyjrzała mi się szybko i się uśmiechnęła. Bez mundurku Akademii musi być naprawdę widać jak bardzo jestem tu zagubiona, i że tu nie należę…
- Żeby dostać się do stołówki musisz iść tym korytarzem aż do Głównej Sali,  – wskazała za korytarz za moimi plecami. – a potem wejść do Prawego Skrzydła. Następnie korytarzem w lewo, aż do końca i po prawej będziesz mieć drzwi do stołówki. – uśmiechnęła się promiennie w połowie do mnie, a w połowie do siebie, tak jakby chciała się nagrodzić za tak barwny opis.
- Naprawdę dziękuję. Jakby to powiedzieć jestem trochę… – podrapałam się po głowie. Nie lubię być gdzieś nowa i nie poinformowana, lubię czuć się jak u siebie, znać każdy kąt.
- Nowa? – zachichotała uroczo zakrywając jedną ręką usta. – Szybko załapiesz, co gdzie jest. – zapewniła mnie wesołym głosem. Mimowolnie się uśmiechnęłam, tak bardzo chciałabym mieć to wszystko z głowy. Nienawidzę tego uczucia!
- Mam pytanie. Z której jesteś grupy? – spojrzałam na dziewczynę poważnie ciekawa jej odpowiedzi. W mojej głowie pojawiła się cicha nadzieja na to, że będziemy się razem uczyć, ale chyba za bardzo się rozmarzyłam. Moje życie okazało by się zbyt proste, gdyby pierwsza napotkana osoba w nowej szkole była nie tylko miła, ale chodziła do tej samej grupy.
Czarnowłosa chciała już odpowiedzieć, gdy nagle na jej ramieniu zawisła, jak sądziłam, przyjaciółka. Cała roześmiana przerwała nam w rozmowie mówiąc:
- Trystan pokłócił się z Devan'em! Musisz przyjść, jest niezła zadyma, dosłownie zadyma. Devan podpalił pracownie! – zaczęła się śmiać. Nowo przybyła była blondynką o słowiańskich rysach i ciemnych oczach. Swoją drogą, sama chciałabym mieć ciemne oczy. Najlepiej brązowe.
- O Boże! – ku mojemu zaskoczeniu ciemnowłosa nie wydawała się rozbawiona tym, co opowiedziała jej przyjaciółka, była przerażona.
Zanim się spostrzegłam obie popędziły w jakimś kierunku widocznie się spiesząc.
Chociaż wiem gdzie jest stołówka!
Udałam się prosto według wskazówek… nie spytałam jej o imię. Brawo, Megan! 
Wkrótce znalazłam się w Sali Głównej, podczas przerwy było tu znacznie więcej osób. 
Mała grupka zebrała się pod drzwiami, które znajdowały się pomiędzy schodami. Z faktu, że wszyscy trzymali książki i wyglądają na bardzo inteligentne osoby stwierdziłam, że stali przed wejściem do biblioteki.
Drugie zbiorowisko osób znajdowało się pod ścianą na lewo od holu. Zachowywali się jak rasowa szkolna burżuazja. W końcu każda szkoła ma taką grupkę. Dziewczyna w niebieskich spodniach trzymająca kolorowy magazyn  spojrzała na mnie, po czym szepnęła coś na ucho wysokiej blondynce z krótkimi włosami, noszącej spódnicę i wysokie do kolan błękitne trampki. Jasnowłosa zaśmiała się na tę niesamowitą historię, którą przed chwilą jej opowiedziano, później podeszła do chłopaka w kamizelce o kolorze nieba z małą, ledwie zauważalną plakietką z feniksem i podała wiadomość dalej, lekko kiwając głową w moją stronę. 
Pięknie, ślicznie, przezabawnie. Tylko dlaczego muszą plotkować akurat o mnie? Jestem tu nowa, co ja niby wszystkim zrobiłam?
Nie zwracając już dłużej uwagi na szepty i zdziwione; rozbawione, bardziej lub mniej spojrzenia skierowałam swe kroki ku Prawemu Skrzydłu.
Przywitał mnie bardzo podobny hol, co w lewym. Jednakowoż tutaj było trochę więcej drzwi, prowadzących zapewne do klas. Podłoga była z zielonego matowego tworzywa przypominającego trawę, a na ścianach narysowana była wzdłuż holu panorama lasu, jeziora i pagórków pokrytych kwiatami, sufit przedstawiał niebo pokryte śnieżnymi chmurami o najróżniejszych kształtach. 
Oprócz malunków na ścianach było coś jeszcze. Co kilka metrów na pejzażu pojawiało się prostokątne rozmycie z namalowanym czyimś portretem, pod którym czarnym drukiem ukazywał się jakiś napis. Nie byłam w stanie go rozczytać, ponieważ nawet nie składał się z normalnych liter. Były to jakieś dziwne znaki, które po dłuższym przyglądaniu się im zmieniały się w inicjały, a te z kolei przemieniały swą kolejność aż utworzyły spójny tekst.
Coś czuję, że mi się tu spodoba.
Podziwiając pięknie wystrojony korytarz nawet nie zauważyłam aż doszłam na jego koniec gdzie podobno miała znajdować się stołówka.
Znalazłam się przed podwójnymi białymi drzwiami. Raz kozia śmierć, co nie? Pchnęłam je i weszłam do środka.
Stałam teraz w dość sporych rozmiarów sali. Znajdowały się tu trzy ustawione równolegle według siebie stoły z białego metalu, przy których stały szare zwyczajne, niczym nie wyróżniające się krzesła. Szczerze mówiąc wyglądały trochę dziwacznie, tak jak i te szare wazony, również kanciaste. We flakonach stały na przemian czerwone i niebieskie tulipany.
Co dziwne w połowie środkowego stołu znajdowało się koło po części będące częścią stołu, ale służące bardziej za scenę. Nie było tam ustawionych krzeseł, a boki tego okręgu miały białe ściany. Ciekawe do czego potrzebna im scena, może do ogłoszeń?
Z tego co zdążyłam zobaczyć to tutaj zajmowała swe miejsca większa część uczniów. Chodź stoły były naprawdę długie, to i tak większość miejsc była zajętych. Również i tu uczniowie Akademii podzielili się na swoje grupki. Nagle poczułam się taka osamotniona…
Kiedy wzniosło się wzrok wyżej od razu dostrzegało się, że sala jest dwupiętrowa i na piętrze, który tworzył pod ścianami balkony dostatecznie wielkie by pomieścić okrągłe stoły dla mniejszych grup osób. 
Na górnym poziomie było znacznie mniej osób i zaczęłam się od razu zastanawiać po co ów górny poziom powstał?
Sufit był naprawdę widowiskowy. Był szklany, a do metalowych umocnień, którymi był usiany strop przyczepione były liny o różnej długości, a na końcu każdej wisiał pomarańczowo-żółty lampion. Jednak był dzień i nie dało się zauważyć ich blasku, chociaż to nie sprawiało, że całość prezentowała się gorzej.
Kiedy weszłam do tego pomieszczenia nikt nawet nie zwrócił na mnie uwagi, co nie powiem, sprawiło, że poczułam się jak na ironię trochę pewniej. Słabo czuję się, gdy spojrzenia wszystkich są skupione na mnie. Nie lubię takiego rozgłosu.
Postanowiłam się udać szwedzkiego stołu, który dopiero co dostrzegłam.
Podeszłam do niego niepewnie, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Na talerzyk nałożyłam sobie zwyczajną zieloną sałatkę. Zdążyłam odejść na kilka kroków kierując się sama nie wiem gdzie, a dziewczęcy głos dobiegł zza mnie:
- Mało wolnych miejsc już zostało przy stołach. Znowu. – osoba stojąca za mną westchnęła. Obróciłam się na pięcie by nie stać tak głupio odwrócona tyłem do rozmówcy.
- Tak… – nie bardzo wiedziałam co powiedzieć.
Stała przede mną dziewczyna mojego wzrostu o bardzo długich, prostych, czarnych włosach z niebieskimi końcówkami. Miała niebieskie oczy, ale dużo ciemniejsze od tych Reynard'a i miłą twarz, choć błysk w oku podpowiadał, że jest zadziorna z natury. Widząc, że jej się przyglądam badawczo tylko się uśmiechnęła. 
Miała na sobie niebieskie spodnie i żakiet, oraz białą bluzkę pod spodem. Szczerze mówiąc to ją rozumiem, sama nie przepadam za chodzeniem w spódnicach, czy krótkich spodniach, nawet latem. Nie wiedzieć czemu ich nie lubię, chociaż i tak wolę spódnicę od szortów, kiedy je noszę czuję taką pewność siebie, która znika, gdy nosze krótkich spodniach.
Wyciągnęła ku mnie dłoń i powiedziała przyjaźnie:
- Cześć, jestem Skyler. – uścisnęłam jej dłoń starając się być naturalna. – Nazwisko: Clarke. – puściła mi oczko.
- Megan Mc'Crass. – odwzajemniłam uśmiech.
- Pierwszy raz cię chyba tu widzę. Jesteś nowa? – spytała kiedy kierowałyśmy się w stronę jednego se stołów.
- Tak. Zdradziło mnie zachowanie? – zaśmiałam się.
- Zdradził cię brak mundurku szkolnego. – teraz to ona się zaśmiała, ja tylko spojrzałam w dół na swoje nogi i podrapałam się po głowie. Jakim cudem zapomniałam?
- Cóż, jestem w Akademii od może dziesięciu minut? Słabo się tu orientuję. – pokręciłam zawiedziona głową.
- Będzie lepiej. – rzuciła siadając przy stole. Zobaczyłam, że koło niej jest wolne miejsce, więc bez namysłu je zajęłam.
- Gdzie jest twoja grupka? – spytałam zaciekawiona faktem iż usiadła sobie między przypadkowymi ludźmi, tak jakby jej nie zależało kto będzie siedział obok niej.
- Wydarzył się mały… incydent. Wszyscy ulotnili się tym zająć, a ja nie czułam się na siłach by znowu naprawiać to co schrzanili. – przegryzła pomidorka koktajlowego z sałatki, którego przed chwilą nabiła na widelec.
- Czy to ma coś wspólnego z jakimś Trystan'em i Devan'em? – podniosła swój wzrok na mnie.
- Bingo. – rzuciła krótko. – Skąd wiesz? – zmarszczyła brwi dziwiąc się.
- Jakąś czarnowłosą dziewczynę, którą zaczepiłam na korytarzu by spytać o drogę,  zagadnęła blondynką, mówiła coś o jakimś Trystanie i Devanie, którzy mieli sprzeczkę, czy coś w tym stylu.
- Ta dziewczyna miała fiołkowe oczy i uśmiech, który nie schodził jej z twarzy? – spytała zajęta dłubaniem w swojej sałatce.
- Tak, skąd wiesz? – spojrzałam na nią zdziwiona.
- Gratulację poznałaś już dwójkę osób z mojej „grupki”, jak to sama nazwałaś. – uśmiechnęła się szeroko podnosząc swój wzrok znad lunchu. – Ta czarnowłosa to Aerin Harris, – wróciła do wzrokiem w stronę swojego talerza. Skubnęła kawałek sałaty po czym kontynuowała: – której bratem jest Trystan Harris. Jest jeszcze Cayson Abshir.
- A kim jest Devan? – spytałam się jej, kiedy zauważyłam, że skończyła mówić.
- Devon jest idiotą. – zaśmiała się. – Nie warto się nim przejmować, a tym bardziej zadzierać z nim. Jest… irytujący. No i strasznie wredny, żywym tego przykładem jest Trystan. Poszłabym sama utemperować Devan'a za to, co zrobił Harris'owi, ale to nie miałoby sensu.  On i tak nie zmieniłby zachowania, a jego akcje jedynie przybrałyby na rozmachu i sile.
- Znam takie osoby doskonale. – powiedziałam przypominając sobie moje wspomnienia ze szkoły. Na niektóre osoby nie ma mocnych. - Wybacz, że spytam, to trochę głupie, ale… Dlaczego w ogóle ze mną rozmawiasz? Nie znałaś mnie, a jednak do mnie zagadałaś, czemu? – podparłam swoją brodę na łokciach mocno się zastanawiając.
- Wydawałaś się miła. – uśmiechnęła się promiennie. – No, i zagubiona. Widać było, że jesteś tu nowa, a ja wiem jak to jest. Po resztą, przydałby ci się ktoś, kto mógłby cię oprowadzić po Akademii i zapoznać z miejscową fau… znaczy z ludźmi. – wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Ty też jesteś miła! Co jest dziwne, bo ja mam pecha do spotykania życzliwych osób. – zaśmiałam się słabo.
- Wiesz, bycie nowym jest straszne. Sama nie jestem w tej szkole od początku, przeniosłam się, kiedy rodzice przeprowadzali się, zresztą nie pierwszy raz w życiu, ale pierwszy, przez który musiałam zmienić szkołę.
- Do jakiej grupy chodzisz? – wypaliłam.
Proszę, proszę, bądź w mojej grupie…
- Grupa pierwsza, klasa pierwsza. – wyrecytowała wierszyk. Kiedy mówiła o swojej klasie na jej twarzy ukazał się grymas, chyba nie lubi chwalić się, że jest w pierwszej grupie.
- Brawo, ja też! – uśmiechnęłam się wesoło. Jest dobrze!
- W takim razie: witaj w naszej grupie, Megan! – wyszczerzyła się.
Coś czuję, że będzie to początek dobrej przyjaźni.
- Niedługo zaczyna się kolejna lekcja, ale podobno nie musimy iść, jeżeli nie jesteśmy z pierwszej klasy.
- Tak, to prawda. Sądzę, że najlepiej by było, gdybyśmy się udały do Opiekunki Internatu. Czas byś się u niej zameldowała, dostała przydział do pokoju, no i wiesz, wciąż brakuje ci stroju.
Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem.
Minęła chwila ciszy, ale takiej przyjemnej ciszy. Potrzebowałyśmy jej, w innym wypadku chyba nigdy żadna z nas nie dokończyłaby swojej porcji. 
- Nie każmy Deirdre czekać! – rzuciła ochoczo wstając od stołu.

***

Żeby dostać się do damskiego internatu trzeba było wyjść Lewym Skrzydłem i udać się w lewo, gdzie w małym oddaleniu znajdował się owy budynek. Był to duży gmach, co wcale mnie nie zdziwiło, w końcu do Akademii uczęszczało masę uczniów. Zbudowany był z jasnej cegły, która odróżniała się na tle lasu, który rozciągał się wokół całej Akademii. 
Biuro Deirdre znajdowało się na parterze przy wejściu. Posadzka wykonana była z brązowych płyt, a wewnątrz ściany były obłożone kremową tapetą w kwieciste wzory. Po bokach mahoniowego biurka stały dwa popiersia wykonane z wapna, a z tyłu dość sporych rozmiarów biblioteczka. 
Parter obejmował też hol z licznymi drzwiami prowadzącymi do pokojów zamieszkałych tu dziewcząt. Korytarz znajdował się naprzeciwko wejścia do internatu i skręcał w lewo, a także prawo. Na wyższy poziom budynku prowadziły schody ustawione pod ścianą po lewej stronie.
Deirdre wyszła z gabinetu znajdującego swoje wejście obok masywnej biblioteczki. 
Była to dystyngowana kobieta ubrana w grafitowy żakiet i długą spódnicę. Srebrna broszka dumnie połyskiwała jej na piersi, a czarna spinka do włosów błyskała jak gwiazdy na nocnym niebie.
- Panno Bruce. Przyprowadziłam Margaret Mc'Cras, nową studentkę Akademii. – powiedziała spokojnie Skyler starając się by jej głos zabrzmiał poważnie.
- Ach, tak. – przyjrzała mi się krytycznie Deirdre z góry. Nagle odwróciła się na pięcie i wolnym krokiem podeszła do biurka. Podniosła naszykowane akta i przejrzała je szybko wprawnym okiem. – Panno Clarke, zaprowadź Mc'Crass do szatni. Niech odbierze swój mundurek. – westchnęła i zanim jej słowa do nas dotarły zniknęła za drzwiami swojego gabinetu.
Spojrzałam w stronę Skyler, która tylko wzruszyła ramionami i kiwnęłam głową w stronę korytarza.
Szliśmy w ciszy, nie znałam jej dostatecznie dobrze by przestać czuć się przy niej spięta.
Wreszcie znalazłyśmy się przed drzwiami, które w odróżnieniu od innych nie miały plakietki z numerem, tylko informacją głoszącą: Pralnia.
- Pralnia?  – przekrzywiłam głowę spoglądając na napis pod innym kątem sprawdzając czy nie zmieni treści tak jak to było z napisami w szkolnym korytarzu.
- To właśnie tam trafiają zamówione mundurki. Nie ma tu innego miejsca, które mogłoby się nadawać do przetrzymywania nowych części naszych uniformów. – rzuciła w moją stronę wymijając mnie i wchodząc do pomieszczenia jako pierwsza. Odwróciła się przez ramię i uśmiechnęła się zapraszając mnie do środka.
Aby przekroczyłam próg poczułam nieprzyjemne wiercenie w nosie od mocnego zapachu proszku do prania, który unosił się w powietrzu. Znalazłam się bowiem w sali, w której pod ścianami ustawione były w rzędach białe, identyczne pralki. Część z nich były nawet włączona i wydawała z siebie głuchy dźwięk, powstający od kręcącego się wewnątrz maszyny bębna.
Podążając za Skyler poszłam w bok sali i znalazłam się w holu zamienionego w garderobę. Wszędzie były identyczne części ubrań, jednakowoż po jednej stronie korytarza były nowe ciuchy, a po przeciwnej – stare, oddane do uprania.
Skyler podeszła do strony z nieużywanymi mundurkami, po czym odwróciła się w moją stronę mierząc mnie wzrokiem. Następnie wróciła do wyboru ubrań i podała mi najmniejszy komplet jaki znalazła.
- Ten chyba będzie dobry. – przyjęłam od niej niebieską spódnicę, żakiet i białe, wysokie skarpety z dwoma pasami.
- Muszę chodzić w pełnym komplecie? – skrzywiłam się przyglądając się krytycznie ubraniom. Nie zbyt uśmiechało mi się chodzenie w spódnicy, dzień w dzień.
Skyler zaśmiała się.
- Nie, nie musisz. Wystarczy, że będziesz miała chociaż jedną z tych rzeczy na sobie lub… po prostu coś niebieskiego. Kiedyś pilnowali tego bardzo dokładnie, były nawet kary, ale nie okłamujmy się. Nikomu nie chcę się chodzić w tych strojach. – machnęła ręką na ubrania.
- Nie dziwię się im. – przekrzywiłam głowę, zastanawiając się jak bardzo byłabym zła, gdybym musiała dzień w dzień chodzić do szkoły w spódnicy.

***

Deirdre przywitała nas ruchem ręki, nakazując nam byśmy podeszły do jej biurka.
Nogi zrobiły mi się na złość jak z waty. Od razu przypomniałam sobie jak to było w starej szkole, kiedy najsurowsza nauczycielka poprosiła cię do tablicy. Część osób potrafi zachować zimną krew i po prostu idzie w stronę edukatora z podniesioną głową, gotowych by wykonać każde polecenie z nienaganną gracją. Ja tak nie potrafię. Stresuję się jak jasna cholera! Nogi odmawiają mi posłuszeństwa, trzęsą się, tak jak zresztą i dłonie, a kreda do tablicy nie wiedzieć czemu nie chce gładko i zgrabnie pisać, zamiast tego zostawia tylko po sobie krzywy zryw.
Przełknęłam ślinę i spróbowałam przygotować się na to, co zamierza oznajmić mi pani Bruce. Z jej miny wnoszę, że to nie są dobre wieści.
Deirdre wyprostowała się, schowała ręce za plecami i zaczęła:
- Jak już zapewne wiecie, a przynajmniej ty wiesz, – wskazała płasko dłonią w stronę Skyler. – w naszym internacie brakuje miejsc. Oczywiste też jest, że nie przydzielę cię do męskiego internatu. – prychnęła Bruce, po czym przybrała na twarz na powrót swój beznamiętny wyraz. – Jednak dostałam instrukcję z góry, według moich przełożonych przydzielenie cię do siedziby Czerwonych Płomieni jest nie tylko rozsądnym zabiegiem, ale i korzystnym w sposób edukacyjny dla ciebie. Bowiem pan Winslet będzie mógł mieć cię zawsze na oku, w razie jakiś problemów. – podczas, gdy Opiekunka Internatu kontynuowała swój wywód o tym, jak bardzo mieszkanie z Reynardem będzie korzystne, ja wciąż tkwiłam w czasie, gdy zwróciła się do chłopaka per pan. – Rozumiesz, część studentów naszej Akademii jest również członkami naszych Drużyn Flagowych i reprezentują nas na wszelakich wydarzeniach. Każda drużyna dostaje na własność siedzibę, która sama w sobie położona jest w lesie, za szkołą. Oprócz tego mają też własny Okrągły Stół w stołówce, która jest też miejscem gdzie odbywają się apele, i tak dalej. – machnęła ręką. – Ty będziesz tylko mieszkać z nimi, do czasu, oczywiście, kiedy zwolni się miejsce w internacie. O ile się nie mylę Skyler zna drogę do siedziby Czerwonych Płomieni. Zaprowadzi cię tam po… O Boże jak jesteś blada! – i faktycznie byłam. To wszystko przez to, co powiedziała. Mam mieszkać z Reynardem i jego drużyną do nie-wiem-czego?! Wiedziałam, że odkąd tu jestem dopisuje mi coraz większe szczęście, najpierw Aerin w holu, potem Skyler. Oczywiście, to było zbyt piękne by mogło być możliwe. – Wszystko w porządku, dziecko? Jeżeli chcesz to zwolnię cię z dzisiejszych zajęć. – zdziwiło mnie, gdy usłyszałam zmartwienie w głosie tej surowej kobiety.
Zerknęłam ukradkiem w stronę Skyler, która niezauważalnie przytaknęła.
- Bardzo bym prosiła. – udałam, że słabo się czuję.

***

- Zazdroszczę ci! – rzuciła Skyler chwiejąc się na nogach, gdy szłyśmy po dzikich leśnych pagórkach pokrytych igłami sosen, które tu rosły. – Nieźle udajesz, tak przy okazji. Nigdy nie widziałam by ktoś…
- Nie udawałam, przez to co powiedziała naprawdę zrobiło mi się słabo. – skrzywiłam się wypatrując „mojego nowego domu”.
- Dlaczego? Wiesz jak okropne są pokoje w internacie?! Wiem co mówię, sama tam w końcu mieszkam. – teraz to czarnowłosa się skrzywiła. 
- Może i tak, ale to ja będę musiała mieszkać z Reynard'em! – westchnęłam zażenowana.
Wiem, że sama przyznałam się przed sobą, że mogę go teraz śmiało nazywać przyjacielem, ale… Nazywanie kogoś przyjacielem, a zostanie skazanym na mieszkanie z kimś przez bardzo długi okres czasu to dwie rozbieżne rzeczy! A tylko jedną z nich mogę ścierpieć.
- Znasz Winsleta?! Coś mnie tknęło, kiedy Bruce wspomniała o nim, ale nie wiedziałam wtedy o co jej chodzi. Więc to ty jesteś tą, którą przywiózł! – spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczyma.
- Jest jakiś sławny, czy co, że cię tak to zdziwiło? – zmarszczyłam brwi.
- Chyba można tak powiedzieć o chłopaku, którego zna cała szkoła! – wykrzyczała mi tuż przy twarzy dwa ostatnie słowa. – Mówi się, że jest najsilniejszy ze wszystkich studentów, ale niektórzy skłaniają się ku twierdzeniu, że przegrałby z Devan'em. Trudno określić, nigdy nie walczyli, ale gdyby już mieli, sądzę, że wygrałby Winslet. Chociaż nie wiem kogo bym wolała by wygrał. Obaj są wrednymi idiotami. – skrzywiła się tak bardzo jakby zjadła trzy cytryny, naraz! 
- Reynard wcale nie jest…
- Nie znasz go. – zapewniła mnie. – Lepiej jednak byś nie miała okazji poznać. Oprócz tego, co mówią o tym jak silny z niego czarodziej są jeszcze inne plotki. Lepiej trzymać się od tego chłopaka z daleka. – poklepała mnie po ramieniu. – To tutaj. Poszłabym dalej z tobą, ale… Nie lubię tego miejsca i ludzi. Pamiętaj, że możesz na mnie liczyć jakby co. Powodzenia tam w środku, no i, cześć Megan! – uśmiechnęła się, pomachała mi na do widzenia i udała się w drogę powrotną.
Stałam przed dwuskrzydłowym budynkiem w stylu wiktoriańskim. Był dość sporych rozmiarów, miał też niemałą werandę. Ściany były w kolorze rozjaśnionej barwy truskawki, a daszek był z ciemnej dachówki. Nie było ogrodu, zresztą takie zabiegi nie są niezbędne kiedy mieszka się w lesie, czyż nie? Wówczas flora jest wszędzie wokół ciebie i nie trzeba kombinować.
Pospiesznie weszłam po jasnych, drewnianych schodkach i weszłam na werandę. Chwilkę stałam przed pięknymi drzwiami ze zdobieniami, wszystko o barwie kości słoniowej. Rozmyślałam jak powinnam się zachować. Czy domownicy będą wiedzieć o tym, że zostałam im przydzielona, no i oczywiście o tym czy w środku będzie Reynard.
Wreszcie się zdecydowałam i pewnym ruchem zastukałam w drzwi, po czym weszłam do środka z podniesioną głową. Nie ma się czego bać, Megan – powtarzałam sobie.
- Wiedziałam, że przyjdziesz! – do moich uszu dobiegł wysoki dziewczęcy głos, a mój wzrok od razu pobiegł w stronę jak się domyślałam – salonu. Stała tam wysoka blondynka z ciemnymi, może nawet czarnymi, oczami. Nie sposób było odgadnąć czy się do mnie uśmiechała, czy też jej twarz wyrażała zwykłą neutralność. – Jakąś godzinę temu dostałam wiadomość od panny Moss, która kazała mi się przygotować na twoje przyjście. Nie powiem, to dość nietypowe, że osoba nienależąca do drużyny będzie mieszkała w jej siedzibie, ale to już postanowione i jedyne co możemy z tym zrobić to się na to zgodzić. – mówiła z taką powagą, że aż prawie poczułam się jak na szkolnym wykładzie. W jej słowach była taka siła i władczość. Zdążyłam również zauważyć, że blondynka nosi odpowiednik szkolnego uniformu w krwistym kolorze, co komponowało się ze ścianami pokoju, w którym obie się teraz znajdowałyśmy.
- Nie będę sprawiać kłopotów. – wymusiłam sztuczny uśmiech. 
- Jestem tego pewna. – nachyliła się w moją stronę, jakby zdradzając sekret. – Nazywam się Annabelle Rosenthal, jestem współzałożycielką Czerwonych Płomieni. Jeżeli będziesz niezłą studentką to kto wie, może dołączysz nawet do naszej drużyny. To by było na tyle. Twój pokój jest na górze, po prawo, drugi. – uśmiechnęła się lekko. – Jakbyś czegoś potrzebowała to powiedz. – odwróciła się na pięcie i odeszła.

***

Mój pokój.
Dziwnym jest mówić tak na to miejsce, jednak od dziś to tu będę mieszkać. Jest tu całkiem przytulnie, niebieskie ściany z namalowanymi czarnym kolorem wieżowcami, blokami i po prostu – miastem. Na środku sufitu było narysowane słońce, a okrągła żarówka służyła za lampę górną. 
Jeżeli chodzi o meble, to nie powiem, pasowały do stylu w jakim reszta domu została urządzona. Nie mam zielonego pojęcia dlaczego mój pokój w pewnym sensie odbiegał od normy. Tak czy inaczej, miałam śnieżnobiałe biurko, które wyglądało na zabytkowe, wielką, również białą, komodę z rożnymi ramkami ustawionymi na niej.Wielkie łóżko z kremową pościelą i truskawkową poduszką. W rogu pomieszczenia stało wytworne lustro z białymi zdobieniami.
Podeszłam w stronę komody, gdzie leżała sterta pudeł. 
Niepewnie zerknęłam do środka i oniemiałam. W środku były moje prywatne rzeczy, który powinny być w moim pokoju, w domu wujka Richa! 
Ach, no tak! Reynard kazał je zabrać tym dwóm chłopakom tego dnia, w którym odeszłam od wuja. Musieli wybrać inną niż my trasę, ponieważ nie sądzę, że daliby sobie radę z Wilkołakami tak dobrze jak Reynard, jeżeli w ogóle.
Odegnałam swoje myśli wyciągając powolutku moje pamiątki z szarych, tekturowych pudeł. Zejdzie mi co najmniej kilka godzin, żeby to wszystko uporządkować…

***

Zdjęcia z przyjaciółmi włożyłam do ramek stojących na komodzie. Ubrania, bo jak się okazało również je tu przywieziono, włożyłam do komody. Szkolny uniform również, przecież po coś go ze sobą targałam aż od Szkolnego Internatu! Zauważyłam z dumą, że nie będę musiała nosić spódnicy, bowiem miałam kilka par niebieskich spodni. 
Wśród moich rzeczy było też zdjęcie mojej mamy. Długo zastanawiałam się gdzie je ustawić i czy w ogóle powinnam. Bałam się, że wszystkie złe wspomnienia związane z jej odejściem będą do mnie wracać za każdym razem jak na nie spojrzę, jednak w ostateczności postawiłam je na środku, na komodzie. Muszę o niej pamiętać, przecież jest moją mamą. Nigdy nie przestała nią być, nawet po śmierci. Jestem pewna, że wciąż czuwa nade mną, tak jak robiła to, gdy byłam dzieckiem, jednak teraz robi to z dystansu, z nieba.
Leżałam na miękkim łóżku, nie dziwne więc, że nie mogłam powstrzymać się od uśnięcia. Było już dość późno, za oknem już dawno zrobiło się ciemno. 
Światło w pokoju wyłączyło się samo, gdy wybiła odpowiednia godzina. W ciemnościach natomiast widać było namalowane farbą fosforescencyjną gwiazdki na suficie w księżycem, na miejscu słońca. Miasto uwiecznione na ścianach zapaliło światła w oknach, co dodało urokowi całości. Czy wszystko w tej Akadmemii musi być takie piękne? Chciałabym tu mieszkać, lecz boję się, że jutro obudzę się w domu wuja Richa i będę musiała wracać do swojej rzeczywistości.
Nie. Nie pozwolę na to. Teraz tu jest moje miejsce i tu zostanę, były moje ostatnie myśli nim pogrążyłam się we śnie.

***

Usłyszałam szumienie drzew. Zdziwiona otworzyłam oczy, jednak nie zastałam runa leśnego. Były natomiast: fiolet, złoto, granat i szkarłat. Z początku zbyt bardzo rozmywało mi się w oczach bym mogła dostrzec na czym leżę, lecz po odczekaniu czasu, który wydawał się wiecznością zaczęłam zauważać szczegóły. Była to fioletowa posadzka z narysowanym czymś złotym pode mną.
Wstałam niepewnie, nie mogąc złapać równowagi. 
Zaparło mi dech w piersiach. Posadzka, jak zakładałam okazała się być tarczą okrągłego medalionu. Wokół był wzór z trójkątami w kolorach na przemian: szkarłatny i granat. Spojrzałam na moje stopy, wystające spod białej sukienki – której nigdy nie miałam – byłam bosa. Co dziwniejsze, pode mną była narysowana na tarczy wisiorka ogromna waga. 
Obróciłam się całkowicie skołowana by ujrzeć na czym zawisł medalion. Złoty łańcuch sunął w górę by zniknąć w burzy włosów w kolorze grynszpanowym, z których wypadały różnokolorowe wstążki i plątały się w lokach. Patrząc trochę wyżej zobaczyłam twarz kobiety. Jej cera była w kolorze kości słoniowej, była bez żadnej, nawet najmniejszej skazy. Miała bladoróżowe usta, zgrabny nos i oczy w kolorze swych włosów. Dziwne kolczyki lewitowały w powietrzu, z prawej miała biały kolczyk z jakimś dziwnym znakiem na nim wyrytym, a po lewej wisiał czarny z równie ciekawym zawijasem. 
Nie byłam do końca pewna czy w pobliżu jej oczu miała groteskowy tatuaż, czy być może był to zwykły makijaż. Nieważne co to dokładnie było, lecz przedstawiało zielone pnącza z liśćmi, które plątały się z boku jej twarzy. Na czole miała wcale nie mnie kuriozalny czarny wzór, strzałkę schodzącą na kawałek nosa, a na niej fioletowe i niebieskie diamenciki. 
- Witaj, moje dziecko. – odezwała się ogromna postać. – Czekałam na ciebie od tamtego dnia, w którym Ujrzałam cię w moich snach. – jej głos był słodki jak miód, ale w porównaniu do niego, byłam pewna, że nie znudzi mnie i nie zamuli jak to zwykle mam po zjedzeniu dużych ilości tego słodkiego pokarmu. – Zwą mnie Wielką Panią, Panią Snów. Zdradziłabym ci me imię, lecz wraz ze mną powstało kiedy narodziła się sama magia, toteż twe ucho nie wyłapałoby każdej litery w nim zawartej, a twój język zawiązał by się w pętlę przy próbie wypowiedzenie go.  Niech zostanę więc dla ciebie Panią Przeznaczenia, którą jestem, Megan.
- Skąd znasz moje imię? – spytałam podchodząc do przodu. Czułam się taka przytłoczona moim wzrostem, który przy jej sprawiał, że musiałam uchodzić za liliputa.
- Ja znam imię każdego czarodzieja. Z czasów przeszłych. Teraźniejszych. Przyszłych.
- Gdzie jesteśmy? – spytałam rozglądając się wokół, lecz napotykając tylko burzę jej włosów, kolorowe wstążki, oraz niebieskie i fioletowe motyle.
- Jesteśmy we Śnie, dziecko z prochu. Wezwałam cię, albowiem trapi mnie przeznaczenie, lecz nie tylko twoje. Martwi mnie przeznaczenie wszystkich czarodziei. – zmarszczyłam czoło.
- A co z nim?
- Z nimi. Jako czarodziej, widzisz, – zauważyłam, że ta cała Pani Przeznaczenia naprawdę wolno mówi, a jej głos sączy się w przestrzeń jak muzyka grana na harfie. – nie posiadasz stałej Drogi. Twoje przeznaczenie nie zostało nigdzie spisane, a los może przynieść ci wiele niespodzianek. Ludzie – oni posiadają jedną i jedyną drogę i nikt nie jest w stanie jej zmienić. Jednak… Ktoś próbuje. – wyczułam smutek w jej melodyjnym głosie. – To dziwne, bowiem w żadne przeznaczenie, ludzkie czy nie, nie może ingerować i zmieniać go osoba trzecia. Jeżeli by do tego doszło, oznaczałoby koniec wszystkiego co znamy. Całego panującego ładu.
- Dlaczego mi to mówisz? – czegoś widocznie nie łapałam.
- Ktoś już zaczął zmieniać twoje przeznaczenie. Psuję je i kruszy, będzie to robił, aż je zniszczy, a co za tym idzie wywoła koniec, twój i wszystkich innych. Widziałam cię dokonującą dumnych rzeczy, lecz ta przyszłość jest jedną pośród morza złych, w których pogrążasz się w ciemności.
- Nie uważasz, że powiedzenie komuś jakie jest jego przeznaczenie zmienia je?
- Nie będziesz tego pamiętać. Wezwałam cię by móc powiedzieć ci te rzeczy, lecz zabiorę je by oddać dopiero, gdy nadejdzie czas. Zapamiętasz jedynie by uważać komu ufać i to, że jesteś w niebezpieczeństwie. Zatem czekaj na nasze następne spotkanie, Margaret córko Elizabeth i…
Jej słowa zostały zagłuszone przez mój krzyk. Tysiące, albo nawet setki tysięcy motyli ruszyło w moją stronę. W całym tym zgiełku powstał potworny szum, powstały w wyniku trzepotania tylu skrzydeł naraz.
Ogarnęła mnie biel.
Zapomniałam.

***

Reynard wrócił do domu i do szkoły dość późno, zdziwił go fakt, że nikt nie zauważył go, kiedy wracał późnym wieczorem, ale nie protestował, że obyło się bez wymówek.
Zdążył minąć próg domu, a przywitała go dobrze mu znana blondynka leżąca na kanapie w piżamie, czytając jakieś czasopismo. Nawet nie podniosła na niego wzroku, gdy mówiła:
- Wróciłeś dość późno, nie uważasz? – spytała nie zdradzając czy jest zirytowana, czy też jest jej wszystko to obojętne.
Reynard tylko wzruszył ramionami wieszając płaszcz na zdobiony wieszak, stojący samotnie w holu. Annabelle nie mogła tego widzieć, bowiem nie podniosła nawet na chwilę wzroku znad strony z kolorowymi zdjęciami jakie przeglądała w gazetce.
- Pytałam się coś. – powiedziała podnosząc rękę do ust, po czym polizała lekko palec, by łatwiej przewrócić stronę w magazynie.
- Jeszcze nie jest dość późno. – mruknął Reynard ruszając do kuchni. Nie musiał słyszeć, czy widzieć czy Anna wstała z kanapy i udała się za nim, on to po porostu wiedział.
- Dość późno?! Czy ty siebie słyszysz? – oburzyła się odpowiedzią chłopaka.
- Mogłaś iść spać, nikt ci nie kazał na mnie czekać. – wzruszył ramionami, po czym poszedł po sok i nalał sobie całą szklankę. 
Założyła ręce na piersi.
- Gdzie byłeś, bo na pewno nie w szkole. – przewiercała mu tył głowy swoim spojrzenie. 
Ręka Reynarda trzymająca sok zatrzymała się wpół drogi do ust chłopaka. Zamknął oczy i otworzył je dwie sekundy później.
- Martwisz się o mnie? – odwrócił się z uśmiechem, który na sobie wymusił na tę sytuację. Postanowił grać dalej, kiedy zauważył, że dziewczyna połknęła haczyk. – Ty serio się o mnie martwiłaś. – odstawił szklankę z sokiem, którego ostatecznie nie tknął i nachylił się nad dziewczyną. Ta tylko się uśmiechnęła i pochyliła do przodu. Nie spodziewała się jednak, że niebieskooki w ostatniej sekundzie nim ich usta złączą się w pocałunku ominie ją i uda się do salonu. – Masz rację, powinienem już dawno iść spać. Jestem taki… – odwrócił się zanim wszedł po schodach na górę. – Zmęczony. – uśmiechnął się i skierował swe kroki na górę. 

***

Anna już dawno spała kiedy on dopiero brał kąpiel. Wyszedł z męskiej łazienki i ruszył korytarzem. Nagle, zatrzymał się. Drzwi do jednego z pokojów były uchylone, a wewnątrz spał nie kto inny jak Megan! Chłopak zmarszczył czoło zastanawiając się, co ta dziewczyna tu robi. 
Czyżby damski internat serio był tak przepełniony jak mówił Tony niedawno? – pomyślał. Najwyraźniej, w innym wypadku by jej tu nie przydzielali.
Zaistniała sytuacja nie była mu kompletnie na rękę, przecież planował ograniczyć stosunki z tą dziewczyną do minimum. Teraz nie będzie to możliwe.
Po chwili przyłapał samego siebie na przyglądaniu się jej śpiącej twarzy, na której panował spokój. Myślał przez chwilę o czym ona może śnić, a także o tym jak beztrosko wygląda śpiąc. Skarcił się w myślach, przypominając sobie o priorytetach. Już chciał wyjść – bowiem nie wiadomo kiedy wszedł do jej pokoju – i pójść do siebie, ale zatrzymał się stojąc na progu. 
Jej kremowa kołdra spadła na podłogę, a sama dziewczyna podkulała nogi na łóżku trzęsąc się z zimna. 
To nie było w jego stylu, na pewno nie, sam nawet nie zauważył jak znalazł się obok niej szczelnie opatulając ją kołdrą. Zdziwił się sowim zachowaniem i postanowił jak najszybciej wyjść z tego pokoju. 
Już trzymał się klamki drzwi, gdy ponownie się odwrócił by powiedzieć:
- Nawet nie wiesz jak wiele mnie kosztujesz. – pokręcił głową i zamknął za sobą drzwi.


Witam! I przepraszam, pewnie większość z was zakładała, że rozdział pojawi się wczoraj, ale pojawił się dzisiaj i do tego tak późno. Jednak dołożyłam najwyższych starań by w ogóle się pojawił i mam cichą nadzieję, że choć części z was się podobał ten rozdział.
Macie teraz większe wyobrażenie o tym jak wygląda Akademia. A także poznaliście głównych bohaterów. Zostaniemy z nimi na długo, może nawet na zawsze, więc postarajcie się dać im szansę. W poprzednim rozdziale znienawidziliście Rey'a. Ciekawe co teraz o nim myślicie po przeczytaniu końcówki. Czy którykolwiek z bohaterów, których póki co dodałam przypadł wam do gustu? Spokojnie będzie ich jeszcze drugie tyle. :P Póki co głosujcie w ankiecie znajdującej się po prawej stronie.
Dziś w nocy, spróbuje nadrobić wasze opowiadania, ale komentarze do nich udzielę zapewne jutro, ponieważ będę czytać z telefonu, a na nim pisanie komentarzy to zło. :D
Byłabym zapomniała, przepraszam za błędy :(
Później to ogarnę :)


Wskazówka:

Gsvb zoo ziv qfhg kfkkvgh rm nb tznv. R zn slowrmt gsvri hgirmth zmw nzprmt gsvn wzmxv. Kfooh gsvn gl nv orpv nlgsh gl z uoznv. R'n qfhg dzrgrmt 'groo gsv wzdm gl hvv gsvri vmw.






4 komentarze:

  1. Bardzo fajny rozdział :)
    A jednak Reynard czuje coś do Megan, to było takie urocze kiedy ją nakrył :)Tylko dziwi mnie czemu chce ograniczyć ich kontakty :( Dobrze, że olał Annę, nie polubię tej postaci – za bardzo klei się do chłopaka. Jego przeznaczyłam dla kogo innego, chyba sama domyślasz się do kogo :P
    Myślałam, że coś wyjaśnisz z poprzedniego rozdziału, to dziwne zachowanie Reynarda, ale w zasadzie nie dowiedziałam się niczego nowego o jego dziwnych znajomych. Chyba muszę rozszyfrować wskazówkę, może tam coś będzie :)
    Skyler jest bardzo miła, ja również myślę, że zostaną z Megan przyjaciółkami. Choć zdziwiło mnie to, co powiedziała o Reynardzie, czyżby chłopak był naprawdę niemiły?
    Kilka błędów wyłapałam:
    Wszyscy ulotnili się tym zająć
    Z zajęć
    Po resztą, przydałby ci się ktoś, kto mógłby cię oprowadzić po Akademii
    Zresztą
    Psuję je i kruszy,
    Psuje
    Robi się coraz ciekawiej, już nie mogę doczekać się zajęć lekcyjnych oraz tego jak Reynard będzie zachowywał się w stosunku do Megan.
    Czekam na kolejny rozdział.

    amandiolabadeo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak widzę na powrót przekonałaś się do Rey'a :)
      Jeżeli chodzi o klejenie się Anny do Reynard'a to sądzę, że w następnym rozdziale zabraknie Ci słów. Nie mogę zdradzić co się wydarzy :P Tajemnica!
      Wątek z podejrzanymi interesami Reynard'a będzie ważną częścią fabuły i wolę po prostu dawkować informację niż odsłonić wszystkie karty. Mam własny plan działań, co do fabuły i zamierzam się go bacznie trzymać :)
      Skyler jest szczera, a także będzie z niej dobry materiał na przyjaciółkę. Megan powinna się z nią trzymać blisko, jeżeli nie chcę by spotkało ją jakieś nieszczęście... *złowieszczy śmiech*
      Jeżeli chodzi o... „MeRey”, czy może powinnam to nazywać „Megard”, albo „Reygan”? Nieważne :D
      Zdziwisz się ich wzajemnym zachowaniem, czy pozytywnie – nie wiem.

      Pozdrawiam,
      Aerthis

      Usuń
    2. Haha myślę, że będę się złościć na Reynarda z powodu znajomych ale i tak będzie to mój ulubieniec :P
      Megard chyba lepsze :)

      Usuń
  2. Hej!
    Przepraszam za lekkie opóźnienie, ale jakoś nie wyrabiam ostatnio z blogowaniem.
    Rozdział genialny! :D Co tu dużo mówić? :) Podobało mi się jak wprowadzałaś tych bohaterów, nie przynudziłaś, tylko tak lekko się czytało. W ogóle zaczyna mi się to opowiadanie coraz bardziej podobać. Bardzo zaintrygowała mnie ta scena z Panią Przeznaczenia. Teraz będę się zastanawiała, kto chce zmienić przeznaczanie Megan, żeby zeszła na złą drogę.. No nic, mam nadzieję, że się wkrótce dowiem :D
    Bardzo fajnie wymyśliłaś ten wygląd Akademii, podobało mi się ;)
    Z bohaterów tych nowych na razie polubiłam Skylar. Serio będzie ich jeszcze drugie tyle? :) No to czekam.
    Pozdrawiam i weny życzę :**
    Juliet
    PS. W wolnej chwili zapraszam do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz! :)

Sny o Rzeczywistości

Blue FireBlue Fire